• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jemy na mieście: Niepokorni - mięsożercy będą zachwyceni

Agnieszka Haponiuk
2 sierpnia 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
Niepokorni powalili mnie na łopatki oryginalnością w przygotowaniu klasycznego mięsa. Nie boją się eksperymentować w kuchni, a kulinarne konwenanse traktują z przymrużeniem oka, bo mimo pewnych udziwnień, tu wszystko do siebie pasuje i nic nie zgrzyta (na zdjęciu tatar z ongleta). Niepokorni powalili mnie na łopatki oryginalnością w przygotowaniu klasycznego mięsa. Nie boją się eksperymentować w kuchni, a kulinarne konwenanse traktują z przymrużeniem oka, bo mimo pewnych udziwnień, tu wszystko do siebie pasuje i nic nie zgrzyta (na zdjęciu tatar z ongleta).

Jemy na mieście to cykl artykułów, w których opisujemy trójmiejskie restauracje. Testowane dania zamawiamy na własny koszt i nie zapowiadamy naszej wizyty. Piszemy szczerze, lekko i unikając nadmiernej pretensjonalności. Dziś recenzujemy bistro Niepokorni w Gdańsku. W poprzednim odcinku byliśmy w Espléndidos, a za dwa tygodnie w środę ocenimy restaurację Taverna Zante w Gdyni - byliśmy już tam.



Niepokorni mieszczą się przy ulicy Chmielnej 72/5 zobacz na mapie Gdańska. To dobra lokalizacja i co ważne, jest gdzie zaparkować. Restauracja jest niewielka, a wnętrze w kształcie litery "L". W oczy rzuca się mały bar, okno na kuchnię (choć niewiele widać, bo jest dość wysoko), jedna większa sofa, drewniane stoliki oraz długi blat przy oknie z wysokimi krzesłami. Plus za ceglane ściany ozdobione oryginalnymi fotografiami, na których widnieją właściciel, szef kuchni i część załogi. Stylizacja nawiązuje do lat 20. i 30. poprzedniego stulecia. Ozdób jest niewiele, ale kilka charakterystycznych, jak bokserskie rękawice, które pojawią się tu i ówdzie. Niepokorni wyróżniają się fajnym konceptem lokalu: jest oszczędnie, rzekłabym wręcz po męsku, ale przytulnie.

  • Wnętrze restauracji Niepokorni w Gdańsku.
  • Restauracja Niepokorni w Gdańsku.
  • Wnętrze restauracji Niepokorni w Gdańsku.
  • Wnętrze restauracji Niepokorni w Gdańsku.
  • Wnętrze restauracji Niepokorni w Gdańsku.
  • Wnętrze restauracji Niepokorni w Gdańsku.
  • Wnętrze restauracji Niepokorni w Gdańsku.
  • Wnętrze restauracji Niepokorni w Gdańsku.
  • Wnętrze restauracji Niepokorni w Gdańsku.
Do Niepokornych zabieram moje dwie przyjaciółki. Szybko studiujemy kartę, która jest bardzo krótka, a menu opiera się głównie na mięsie. Obsługa jest bardzo sprawna i przemiła, omawiamy z kelnerką każde zamówione danie, a jej sugestie co do wyboru są nienachalne. Długo nie możemy się zdecydować, ale pomijamy zupy - do wyboru są dwie - żur z białą kiełbasą i krem cebulowy ze szczypiorkową oliwą.

W końcu zamawiamy dwie przystawki, które w karcie noszą nazwę "waga lekka":

- serce wołowe, crumble z żytniego chleba, sałatka z kaparów, majonez anchois, redukcja porto (18 zł);
- tatar z ongleta, piklowany ogórek, szalotka, żółtko, chrupki z kaparów, majonez anchois, chipsy z sera kaszubskiego od Burych Misiów, słonina z mangalicy (27 zł).

Z "wagi ciężkiej", czyli dań głównych, wybrałyśmy:

- boczek z mangalicy, kaszanka w panko, puree z jabłka, palona szalotka, sos cydrowy (37 zł);
- żebro wołowe w karmelizowanej cebuli z kawą, puree ziemniaczane, młoda marchew, sos demi-glace (43 zł).

A na deser, którego miało nie być, zdecydowałyśmy się na:

- mus z topinamburu, z chipsem z topinamburu, pianą z czekolady, jeżynami, oliwą miętowa, solą Maldon (16 zł).

Do serca wołowego podeszłam z pewną rezerwą, bo nigdy jakoś szczególnie za nim nie przepadałam, za kurczęcymi serduszkami też nie bardzo. Serce wołowe było lekko twardawe i jędrne. Wszystkie dodatki jak crumble z żytniego chleba, posiekane kapary, majonez z anchois, wcale nie zabiły jego delikatnego smaku, wręcz go podbiły, a całości dopełniło porto. Przyczepię się tylko do crumble, bo było zbyt twarde, co sprawiało pewną trudność w gryzieniu.

Serce wołowe. Serce wołowe.
Serce wołowe skradło moje serce, ale tatar z ongleta rozłożył mnie na łopatki. Jak żyję nie jadłam tak dobrego surowego mięsa wołowego. Tatar z ongleta, czyli świecy wołowej, to prawdziwy rarytas. Mięso wykrawane jest z przepony wołowej i cenione za delikatność i charakterystyczny smak (w krajach anglosaskich znane jest także jako stek rzeźnika, gdyż rzeźnicy ten specjał często zachowywali dla siebie).

Mięso było świeże i dojrzałe, o przyjemnym mięsnym zapachu i delikatnym smaku, który podbiły niekonwencjonalne dodatki: słone chipsy z sera kaszubskiego o dość intensywnym aromacie, drobno pokrojona słoninka i majonez anchois. Kropką nad i były chrupki z kaparów i kilka marynowanych grzybków. Te wszystkie słonawe "elementy układanki" idealnie wzbogaciły smak surowego mięsa. Co więcej, nie trzeba już dodawać ani soli, ani pieprzu, a jedynie wszystko dobrze wymieszać. Kleksy z żółtka zaś sprawiły, że całość była niebywale aksamitna. Absolutnie mistrzowski tatar.

Tatar z ongleta. Tatar z ongleta.
Po przystawkach przyszedł czas na dania wagi ciężkiej. Boczek z mangalicy to solidny plaster boczku, idealnie upieczonego, soczystego, dosłownie rozpływającego się w ustach, z lekko chrupiącą skórką. Kaszanka w panko może wydać się pewnym udziwnieniem, ale pozytywnie zaskakuje smakiem i teksturą. Całkiem fajne połączenie, idealnie wpasowało się w całość potrawy. I w tym daniu ponownie dodatki "robią smak", bo kawałek prostego tłustego boczku nabrany na widelec wraz z jabłkowym puree i cydrowym sosem czyni to danie nieprzeciętnym.

Boczek z mangalicy. Boczek z mangalicy.
Żebra wołowe pierwszorzędne: kruche i soczyste, z delikatnie wyczuwanym słodkawym posmakiem karmelizowanej cebuli przełamanym kawą. Intensywny sos demi-glace i jedwabiste ziemniaczane puree dopełniły całości. Na pierwszy rzut oka danie to może wydawać się ciężkie, ale tak nie jest, bowiem żebra wołowe mają chude mięso (nie tak tłuste jak żeberka wieprzowe).

Żebra wołowe. Żebra wołowe.
Naszą mięsną ucztę zakończyłyśmy wymyślnym deserem. Mus z topinamburu może wydawać się kulinarnym udziwnieniem, ale to było bardzo smaczne i oryginalne danie. Mieszały się tu wszystkie smaki: słodki, słony, kwaśny i - co ważne - deser nie był przesłodzony. To jedna z tych słodkości, które na długo zapadają w pamięć.

Mus z topinamburu. Mus z topinamburu.
Niepokorni powalili mnie na łopatki oryginalnością w przygotowaniu klasycznego mięsa. Nie boją się eksperymentować w kuchni, a kulinarne konwenanse traktują z przymrużeniem oka, bo mimo pewnych udziwnień, tu wszystko do siebie pasuje i nic nie zgrzyta. Doceniam także ich spójną strategię marketingową, dowcip i niewymuszony luz. Mocno im kibicuję oraz czekam na szpik wołowy i grasicę.

O autorze

autor

Agnieszka Haponiuk - Długo była związana z trójmiejskimi mediami. Od kilku lat gotuje, stylizuje, fotografuje i pisze o jedzeniu. Uwielbia odtwarzać smaki z dalekich podróży, starych książek kucharskich oraz odwiedzanych restauracji. Prowadzi blog Smakiem na pokuszenie.

Miejsca

Opinie (92) ponad 20 zablokowanych

  • Mam wrażenie (5)

    że smaki opisane przez Agnieszkę są spowodowane reklamą danego miejsca bo na pewno nie jakością. Moda na tak zwane kleksy na talerzu za kupę pieniędzy całe szczęście że zaczyna być coraz mniej doceniana.

    • 38 1

    • (4)

      A skąd Twoje przeświadczenie, że moda "kleksy na talerzu za kupę pieniędzy całe szczęście że zaczyna być coraz mniej doceniana"? jakieś badania terenowe? Czy tylko po wpisach na trojmiasto.pl? Bo tu od samego poczatku było na to narzekanie, a w relanym zyciu te knajpy powstają, działają,a do nich dołaczają nowe.

      • 0 12

      • relane życie (3)

        ha
        ha
        ha

        weź relanium bo za bardzo się denerwujesz

        • 10 1

        • (2)

          Wcale się nie denerwuje, ale przejdź się wieczorem i spójrz na oblężenie knajp, które tu sa często reklamowane w kategorii de luxe: Biały Królik, Sheraton, Mercato, Szafarnia, Prologue...tam jest ful ludzi. Inaczej już dawno by zbankrutowali.

          • 2 9

          • to sie przejdz tam w pazdzierniku i zobaczysz jak obluga gra w karty z nudów (1)

            • 9 0

            • ja tam bywam i październiku i w lutym... w piątkowe wieczory trzeba rezerwowac stolik.

              • 1 2

  • NIe dla zwykłego Kowalskiego (5)

    Obiad dla dwojga to lekko licząc 200 zł (przystawka, zupa danie główne). Cena zaporowa dla rodziny przeciętnych Kowalskich z dwójką dzieci. Plaster boczku za 37 zł? Stawki wysoki, bo czynsz pewnie duży a i podatki opłacić trzeba... cóż i oczywiście udziwnienie w menu, bo boczek musi być z mangalicy a nie z dobrej polskiej świnki, no ale to też uzasadnia cenę dania.

    • 25 4

    • To niech Kowalscy pójdą bez dzieci - będzie taniej. Co to za moda z ciąganiem tych biednych dzieci po restauracjach?

      • 8 13

    • nie wszystko jest dla zwykłego Kowalskiego - inaczej zwykły Kowalski nie byłby zwykłym Kowalskim

      • 7 5

    • Ferrari tez nie jest dla zwykłego Kowalskiego.

      • 4 4

    • mangalica

      to jest rasa świnki i jest chodowana w Polsce. Może zamiast klepać durne komentarze w internetach pouczyć się trochę co?

      • 3 3

    • Nie pisz dla kowalskiego

      Po prostu nie dla Polaka. Może dla ruskiego, jeden na 100 000 zapłaci.

      • 0 1

  • Antyreklama (2)

    Po raz kolejny swoimi wywodami robi Pani antyreklamę restauracji. Jak to czytam to wiem już, ze się tam nie wybiorę...

    • 26 4

    • (1)

      Nie jesteś targetem... są tacy, których to zachęci do badania nowych smaków...

      • 4 16

      • Targetem to może ty jestes

        My jesteśmy ludźmi, którzy wiedza co to jest mało na talerzu i dużo na rachunku

        • 6 0

  • To mięso jest wspaniałe ! Polecam (2)

    • 3 13

    • Oczywiscie polecam obejrzec sobie na jutiubie jak sie robi mięso, ze szczegolnym naciskiem

      na ubój w rzezni. Smacznego.

      • 3 1

    • Oczywiście ukryty sponsor.

      • 0 0

  • crumble

    to chyba o kruszonkę chodzi czy jakiś zagramaniczny wynalazek?

    • 11 2

  • Nie rozumię zachwytu nad tatarem i innym mięchem (3)

    czyli zwłokami zabitych zwierząt.

    • 16 12

    • a ja nie rozumiem

      jak mozna robic z siebie publicznie idiote

      • 6 8

    • A już mi brakowało pod artykułem wypowiedzi homowegan.

      Dzięki.

      • 7 7

    • Uważaj, bo sałata też płacze jak ją przeżuwasz, a marchewka cichutko pochlipuje i tęskni za rodziną, którą właśnie wkrajasz do sałatki.

      • 3 2

  • hmm

    Chyba chodziło o pianę z czekoladą, a nie z czekolady.

    • 2 3

  • Świeca wołowa Pani smakowała ;)

    • 6 1

  • O mały włos... (2)

    a kucharz nie trafiłby w talerz tym sercem wołowym:)

    • 5 0

    • no tak (1)

      bo dla Januszy msi być przynaniej pół kilo przystawki prawie jak główne danie a fine dining to pojęcie bardzo obce ...

      • 0 1

      • Grażyna, czytaj ze zrozumieniem.

        Nie o ilość tu chodzi, a o prezentację.

        • 1 0

  • Przepyszne jedzenie, bylem (1)

    Nie da się opisać jak to smakuje

    • 0 1

    • A i porcje są ogromne

      Nie co to niektórzy piszą. I tanio ;)

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Happy Hours z Aperol Spritz Wieczory Włoskich Smaków w Każdy Piątek!

degustacja

Bufet Włoski w Sheraton Sopot

240 zł
muzyka na żywo, degustacja

Happy Hour z Winem Domu Co Sobota!

degustacja

Najczęściej czytane