- 1 Jemy na mieście: Hi Thai w Gdyni oczarowało (51 opinii)
- 2 Kelner: zawód, którego (już) nie ma? (74 opinie)
- 3 Restauracja po rewolucji Gessler na sprzedaż (154 opinie)
- 4 Pierogi i Goldwasser najlepsze na świecie (39 opinii)
- 5 Ciągle o czymś zapominasz? Przyjrzyj się diecie (11 opinii)
- 6 "Zamawia espresso i siedzi 3 godziny" (219 opinii)
Kulinarny skok w bok. Czy da się jeść lokalnie i sezonowo?
"Jedzmy lokalnie, jedzmy sezonowo" - jak to ładnie brzmi! Gorzej z wcielaniem w życie tych szczytnych idei. Bo kiedy na początku marca spoglądam na setnego pieczonego buraka, mam ochotę pobiec do sklepu po pęczek najbardziej ordynarnych, pozbawionych smaku rzodkiewek. W poprzednim odcinku cyklu "Trójmiejskie historie kulinarne" pisałam o brzydkich reklamach, które odbierają apetyt, w tym rozliczam się mitami lokalnego i sezonowego jedzenia, zwłaszcza na początku wiosny.
Do tego dochodzi jeszcze długa zima, która chętnych do wcielania idei sezonowości i lokalności skazuje na jedzenie warzyw korzeniowych i jabłek z piwnicy. I z czasem przychodzi moment, kiedy naprawdę, mimo najlepszych chęci, nie możesz patrzeć na marchew, pietruszkę i brukselkę, a na widok buraka dostajesz dreszczy (bynajmniej nie podniecenia). Masz wtedy dwa wyjścia: złamać się i sięgnąć po bezsmakowe ogórki albo zacisnąć zęby i upiec kolejną porcję miodowej marchewki. W wyżej wspomnianym filmie jest nawet scena, w której jeden z kucharzy, obierając pieczonego buraka, pyta retorycznie: "ale ileż można jeść buraki?". I ja się pod tym westchnieniem znużonego kucharza podpisuję całym sercem!
O ile zasad sezonowości da się przestrzegać, o tyle lokalność to dla większości już tylko piękna idea. Nasze zglobalizowane podniebienia wiele składników obcego pochodzenia traktuje jako coś oczywistego
Bo o ile jeszcze w styczniu człowiek ma zapał kulinarny i zapieka, gotuje, miksuje, sieka wszystkie dostępne sezonowe warzywa, o tyle już w marcu kreatywność wyparowuje z garnka. I pozostaje znudzenie. A jak wiadomo od znudzenia już tylko krok do zdrady, również ideałów. I do wyjścia ze sklepu z cukinią czy pomidorem, które nie różnią się w smaku od ogórka z półki obok.
Chęć na kulinarny skok w bok dotyka i mnie. I czasem się łamię, kupuję w styczniu bakłażana albo pędzone na azocie rzodkiewki. Smak tych grzeszków nigdy nie jest zadowalający, więc zawsze mam po tym kulinarnego kaca. I obiecuję sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię, po czym ze spuszczoną głową wracam do wzgardzonej brukselki albo kolejnej porcji duszonego jarmużu. Po pomidory czy ogórki sięgam kilka miesięcy później, kiedy mają już zapach i smak. I to wyczekiwanie ma swój urok, bo ono wzmaga apetyt i pozwala doceniać to, co natura serwuje nam w sezonie.
O ile zasad sezonowości da się przestrzegać, o tyle lokalność to dla większości już tylko piękna idea. Nasze zglobalizowane podniebienia wiele składników obcego pochodzenia traktują jako coś oczywistego. Banany, awokado, ananasy, kiwi, cytrusy, mango to tylko początek długiej listy produktów, które zanim dotrą na nasze stoły, mają za sobą długą podróż. Ilu z was sobie ich odmawia? Ilu z was nigdy nie sięgnie po oliwę czy choćby migdały?
Ja nie należę do tego grona i choć ta lokalność ładnie brzmi, w praktyce jest dla mnie niewykonalna. Z premedytacją kupuję oliwę, używam kaparów, trawy cytrynowej, liści limonki kaffir, mieszanek curry, za'ataru i wielu innych "obcych" składników. Zamykając się szczelnie w lokalności, skazałabym się na kulinarną nudę. A ja nie chcę odmawiać sobie podróży kulinarnych i poznawania nowych smaków.
O autorze
Anna Włodarczyk
miłośniczka dobrego jedzenia, autorka bloga Strawberriesfrompoland oraz książek "Zapach truskawek. Rodzinne opowieści" i "Retro kuchnia". Od lat zakochana w Trójmieście. W swoim cyklu "Trójmiejskie historie kulinarne" oprowadza nas po swoich ulubionych smakach i miejscach.
Opinie (29)
-
2017-03-06 00:08
Tak w więzieniu
- 3 1
-
2017-03-06 09:21
Restauracje (1)
Aż mnie wykręca gdy widzę opis w karcie jakie to regionalne i tylko świeże produkty w nie jednej restauracji są podstawą dań menu..... A rzeczywistość? ....... Lidl, Biedra..... I wiem co mówię ^^
- 10 0
-
2017-03-07 10:42
noo, lokalny lidl albo lokalna biedra
nie ta z drugiego końca miasta
- 0 0
-
2017-03-06 12:23
(1)
Pani Aniu-dużo jest racji w tym,co Pani pisze.Proszę jednak pamiętać,że kupując produkty egzotyczne dokladamy sie do degradacji naszej pięknej planety-transport morski,lotniczy z różnych stron świata powoduje zwiększoną emisję CO2.
Zaraz odezwą się głosy wszystkich ignorantów i zalejecie mnie falą jadu ,więc pozwólcie, że nie odpowiem,a ten post jest tylko dla autorki tekstu,którą pozdrawiam- 3 2
-
2017-03-06 15:48
Fala Jadu
- 3 1
-
2017-03-06 21:44
Nawet jeśli nie lokalnie to nadal sezonowo
Zgadzam się, choć dodam, że te egzotyczne produkty (awokado, cytrusy itd) kupuję tylko wtedy, gdy jest na nie sezon w ich ojczyźnie. + przetwory typu oliwa, oliwki, kapary kupuję możliwie jak najlepszej jakości, staram się od dostawców typu in campagna itd (skoro robię tak z polskimi warzywami i owocami to czemu miałabym nie dbać o przyrodę i rolnictwo również w innych zakątkach świata?) + staram się tym egzotykami urozmaicać jadłospis, a podstawę jednak mieć lokalną (zimą/wiosną korzenie i suszone rzeczy) :-)
- 2 0
-
2017-03-06 22:01
Najgorsza nuda -
pieprz i sól.
- 2 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.