- 1 Jemy na mieście: Whiskey on the Rocks (123 opinie)
- 2 Duża impreza kulinarna znowu w Trójmieście (36 opinii)
- 3 Nowe lokale: pizza, bistro i polska kuchnia (94 opinie)
- 4 Cateringi na święta. Zamów już teraz (64 opinie)
- 5 Smutna prawda o influencerach (158 opinii)
- 6 Ta kolacja trwała 5 godzin! (6 opinii)
Jemy na mieście: Canis - pięknie i pysznie
Jemy na mieście to cykl artykułów, w których opisujemy trójmiejskie restauracje. Testowane dania zamawiamy na własny koszt i nie zapowiadamy naszej wizyty. Piszemy szczerze, lekko i unikając nadmiernej pretensjonalności. Dziś recenzujemy Canis Restaurant w Gdańsku. W poprzednim odcinku jedliśmy w Borowej Ciotce w Gdyni, która niestety nas nie zachwyciła. Za dwa tygodnie w środę ocenimy El Regreso w Sopocie - już tam byliśmy.
W zabytkowej gdańskiej kamienicy przy Ogarnej 27/28 , w miejscu dawnego centrum British Council mieści się obecnie restauracja Canis. Nazwa i logo lokalu nawiązują do dawnej nazwy ulicy Ogarnej - Hundegasse, czyli ulicy Psiej, a "canis" po łacinie znaczy pies.
Zanim przejdę do jedzenia, kilka słów o bogatej historii tego miejsca. Kamienica w stylu neogotyckim powstała pod koniec XIX wieku i pełniła wiele funkcji, m.in. mieścił się tam Hotel Germania, siedziba gdańskiej Loży Masońskiej (w podziemiach zachował się ołtarz masoński), filia Warszawskiego Banku Zjednoczonego, a także kawiarnia. Po wojnie przez wiele lat gospodarzem kamienicy była RSW "Prasa-Książka-Ruch", a potem biblioteka British Council.
Duża i przestronna sala dla gości jest urządzona w przemyślany i ciekawy sposób. Przy projektowaniu wnętrza nie zapomniano o historii tego miejsca - przy barze odsłonięto cztery zabytkowe, oryginalne kolumny, które niegdyś były pokryte złotem, pozostawiono też stare ceglane ściany. Postawiono na naturalne drewno w różnych odcieniach, pluszowe fotele w pastelowych kolorach i spore granatowe kanapy z czerwonymi akcentami, co czyni to miejsce bardzo przytulnym i naprawdę ma się tutaj ochotę posiedzieć dłużej.
Jest też kilka fajnych zabiegów stylistycznych, takich jak niesamowite kolorowe malowidła na suficie oraz oryginalne artystyczne lampy wiszące i stojące. Wrażenie robią też lustra w drewnianych ramach. Kuchnia, jak to teraz w modzie, jest otwarta, a dodatkowo można usiąść przy tzw. chef's table i obserwować, jak powstają dania, które zamawiamy.
Karta jest krótka, dominują dania kuchni polskiej i europejskiej w nowoczesnym wydaniu.
Na dobry początek zamawiamy przystawkę i zupę:
- makrela, ogórek kompresowany w soku porzeczkowym, seler naciowy i agrest (22 zł);
- zupa z pieczonej papryki i pomidorów, jogurt naturalny, chrupiąca cebulka, wołowina
(19 zł).
Następnie sałatkę i mięso:
- pieczona wołowina, bagietka czosnkowa, pomidor, ser rubin, sos musztardowy (27
zł);
- polik wieprzowy, sos truflowy, fasolka szparagowa, marchew (34 zł).
A na deser:
- chłodnik truskawkowy, lody waniliowe, crème chantilly z bazylią i ciasto filo
(18 zł).
Powiem krótko - makrela wbiła nas w fotele - była przyrządzona pierwszorzędnie. Surowa, delikatnie marynowana z lekko słodkim posmakiem, bardzo zbliżona do shime saba (japoński przysmak z marynowanej makreli). Seler naciowy, ogórek agrest - wszystkie dodatki z winno-owocową nutą podkręciły smak ryby. Fenomenalne zestawienie.
Zupa z pieczonej papryki i pomidorów okazała się być aksamitnym kremem, który pan kelner nalał nam do talerza wprost z dzbanuszka. Nieprzeciętny w smaku, z dymną nutą pieczonej papryki i mocną słodyczą pomidora krem uwiódł nas po pierwszej łyżce. Był tak znakomity, że chciało się go jeść więcej i więcej. Niebywale delikatne plastry kruchej wołowiny i pyszny cebulowy chips, do którego podeszłam z pewną dozą powątpiewania, złamał nieco słodycz zupy, nadał aromat oraz bardziej wytrawny posmak. Krem pierwsza klasa.
Rzadko zamawiam w restauracjach sałatki, bo też nieczęsto trafiam na dobre. W Canis zaryzykowałam i nie żałuję, bo to była fantastyczna sałatka. Miała wszystko, co trzeba - chrupką sałatę, soczystą i delikatną wołowinę, aromatyczne, intensywnie owocowe posmaki sera rubin i przepyszny sos musztardowy, który nadał całości odrobinę ostrości. Jeszcze trochę i pokocham sałatki.
Polik wieprzowy z fasolką i marchewką również nas nie zawiódł. Mięso miękkie, wręcz rozpływało się w ustach, w kapitalnym esencjonalnym, ciemnym sosie z nutą trufli. Fasolka szparagowa al dente i karmelizowana marchewka nie przeszkadzały. Proste, apetyczne danie, w którym niczego nie brakuje. Przyczepię się jedynie do dodatków, które zostały podane w osobnych miseczkach. Sałatka była bez zarzutu, pieczone łódeczki ziemniaczane nie najgorsze, ale frytki pozostawiały wiele do życzenia. Miękkie, blade, z ziemniaczanej pulpy, a nie z ziemniaków, popsuły nieco dobre wrażenie. To był ewidentny zgrzyt.
Deser to czysta poezja smaku. Połączenie śmietankowego, puszystego kremu chantilly i aksamitnych lodów waniliowych w chrupiącym, arcydelikatnym cieście filo. Do tego kwaśne i słodkie owoce. Wszystkie tekstury i smaki w jednym małym daniu. Rewelacja.
Canis to jedno z tych miejsc na kulinarnej mapie Trójmiasta, które każdy smakosz powinien odwiedzić. Zachwyca zarówno kompozycją smaków, jak i wystrojem. Do restauracji warto się wybrać nie tylko na lunch czy kolację, ale też na spotkanie z przyjaciółmi przy winie lub innych trunkach oraz muzyce na żywo, która jest grana codziennie od godz. 19. Wystawiam im mocną piątkę.
O autorze
Miejsca
Opinie (110) 9 zablokowanych
-
2018-09-26 17:20
Bar kaszubski (3)
Byłem to tu to tam i wolę smaczne jedzonko w barze kaszubskiJa w Gdyni. Za 14 seta napycham się smacznie jak wieprz.
- 9 3
-
2018-09-26 19:54
(2)
Klocek rano zwarty wylata?
- 1 4
-
2018-09-27 05:56
(1)
A jaki lubisz?
- 1 0
-
2018-09-27 18:12
Teflony, nie brudzace, a ty?
- 0 0
-
2018-09-26 18:18
widać
ze to ona została porzucona
- 1 0
-
2018-09-26 20:36
Nazwa i logo lokalu nawiązują do dawnej nazwy ulicy Ogarnej - Hundegasse, czyli ulicy Psiej, a "canis" po łacinie znaczy pies.
równie dobrze mogła być kolejność - Hundgasse - Ogarna - jak ogar to myśliwy i jak myśliwy to polowanie , jak polowanie to dzik i nazwa by mogła brzmieć "Locha"- 3 3
-
2018-09-26 21:26
A kiedy w końcu Pueblo? Czyli najlepsza trójmiejska restauracja (2)
- 2 5
-
2018-09-26 23:58
jak lubisz potem furczeć na sedesie..
to pueblo jest okeeeej
- 0 0
-
2018-09-27 13:18
ostatnio jedna kelnerka była tak naburmuszona, ze nawet na "dzień dobry" przy stoliku nie raczyła odpowiedzieć!
cały serwis oschła, aż do momentu przyneisienia rachunku - nagle zaczęła się uśmiechać1 nie dostała ani 1zł. słabiutko.
- 0 0
-
2018-09-27 00:47
(1)
Kompresowany ogórek
- 7 0
-
2018-09-27 13:18
jak ktoś na niego wcześniej usiądzie to i go skompresuje
- 3 0
-
2018-09-27 13:16
przychodzi 1 lub 2 osoby do knajpy, zamawiają pół kraty i każdemu daniu robią zdjęcia....
no fakt- zero podejrzeń!
- 3 0
-
2018-09-28 08:50
Kuchnia jest otwarta...
Szanowna Pani Agnieszko,
ja odnośnie tego fragmentu teksu:
"Kuchnia, jak to teraz w modzie, jest otwarta, a dodatkowo można usiąść przy tzw. chef's table i obserwować, jak powstają dania, które zamawiamy"
A zapachy gotowanego/smażonego/pieczonego jedzenia z tej kuchni? Siedząc i czekając na danie, czy ubranie nie przejdzie zapachem tego "gotowania"... Idąc na kolację/obiad, chciałabym wyjść z restauracji (bo to jest restauracja) bez "wynoszenia" zapachu jedzenia na sobie. Rozumiem, że obieg powietrza zapewnia komfort?- 5 0
-
2018-09-28 21:18
,,porzuciła pracę w marketingu, by gotować, smakować i fotografować jedzenie"
Czy aby na pewno? Bar mleczny ,albo budka hot-dog zawsze wypadnie gorzej niż byle jaka restauracja. Porównanie malucha i mercedesa. Każdy gotuje (wodę na kawę} i komentuje. Artykuł w/g mnie zalatuje klakierstwem.
- 1 0
-
2018-10-01 01:31
Po takiej recenzji spodziewalismy sie och i ach nie wiem czego, więc zacheceni poszlismy sprawdzic. Bylo beznadziejnie. To mnie tylko utwierdza w przekonaniu, ze autorka nie zna sie na tym o czym pisze.
- 3 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.