• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kulinarny skok w bok. Czy da się jeść lokalnie i sezonowo?

Anna Włodarczyk
5 marca 2017 (artykuł sprzed 7 lat) 
"Do tego dochodzi jeszcze długa zima, która chętnych do wcielania idei sezonowości i lokalności skazuje na jedzenie warzyw korzeniowych i jabłek z piwnicy. I z czasem przychodzi moment, kiedy naprawdę, mimo najlepszych chęci, nie możesz patrzeć na marchew, pietruszkę i brukselkę, a na widok buraka dostajesz dreszczy." "Do tego dochodzi jeszcze długa zima, która chętnych do wcielania idei sezonowości i lokalności skazuje na jedzenie warzyw korzeniowych i jabłek z piwnicy. I z czasem przychodzi moment, kiedy naprawdę, mimo najlepszych chęci, nie możesz patrzeć na marchew, pietruszkę i brukselkę, a na widok buraka dostajesz dreszczy."

"Jedzmy lokalnie, jedzmy sezonowo" - jak to ładnie brzmi! Gorzej z wcielaniem w życie tych szczytnych idei. Bo kiedy na początku marca spoglądam na setnego pieczonego buraka, mam ochotę pobiec do sklepu po pęczek najbardziej ordynarnych, pozbawionych smaku rzodkiewek. W poprzednim odcinku cyklu "Trójmiejskie historie kulinarne" pisałam o brzydkich reklamach, które odbierają apetyt, w tym rozliczam się mitami lokalnego i sezonowego jedzenia, zwłaszcza na początku wiosny.



Czy jadasz lokalne produkty?

Zawitałam niedawno do Gdyńskiego Centrum Filmowego na premierę pełnometrażowego dokumentu poświęconego duńskiej restauracji Noma ("Noma. My perfect storm", reż. Pierre Deschamps). Jednym z głównych założeń Nomy był nacisk na sezonowość i dbałość o to, aby składniki potraw pochodziły z obszaru geograficznego, w którym się je przyrządza. Nie brzmi skomplikowanie, prawda? A nie jest to taka prosta rzecz, jakby się mogło wydawać, bo już nawet niewinna kropla oliwy czy soku z cytryny dodana do sałatki w naszej strefie klimatycznej, burzy tę teorię.

Do tego dochodzi jeszcze długa zima, która chętnych do wcielania idei sezonowości i lokalności skazuje na jedzenie warzyw korzeniowych i jabłek z piwnicy. I z czasem przychodzi moment, kiedy naprawdę, mimo najlepszych chęci, nie możesz patrzeć na marchew, pietruszkę i brukselkę, a na widok buraka dostajesz dreszczy (bynajmniej nie podniecenia). Masz wtedy dwa wyjścia: złamać się i sięgnąć po bezsmakowe ogórki albo zacisnąć zęby i upiec kolejną porcję miodowej marchewki. W wyżej wspomnianym filmie jest nawet scena, w której jeden z kucharzy, obierając pieczonego buraka, pyta retorycznie: "ale ileż można jeść buraki?". I ja się pod tym westchnieniem znużonego kucharza podpisuję całym sercem!
O ile zasad sezonowości da się przestrzegać, o tyle lokalność to dla większości już tylko piękna idea. Nasze zglobalizowane podniebienia wiele składników obcego pochodzenia traktuje jako coś oczywistego


Bo o ile jeszcze w styczniu człowiek ma zapał kulinarny i zapieka, gotuje, miksuje, sieka wszystkie dostępne sezonowe warzywa, o tyle już w marcu kreatywność wyparowuje z garnka. I pozostaje znudzenie. A jak wiadomo od znudzenia już tylko krok do zdrady, również ideałów. I do wyjścia ze sklepu z cukinią czy pomidorem, które nie różnią się w smaku od ogórka z półki obok.

Chęć na kulinarny skok w bok dotyka i mnie.
I czasem się łamię, kupuję w styczniu bakłażana albo pędzone na azocie rzodkiewki. Smak tych grzeszków nigdy nie jest zadowalający, więc zawsze mam po tym kulinarnego kaca. I obiecuję sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię, po czym ze spuszczoną głową wracam do wzgardzonej brukselki albo kolejnej porcji duszonego jarmużu. Po pomidory czy ogórki sięgam kilka miesięcy później, kiedy mają już zapach i smak. I to wyczekiwanie ma swój urok, bo ono wzmaga apetyt i pozwala doceniać to, co natura serwuje nam w sezonie.

  • "O ile jeszcze w styczniu człowiek ma zapał kulinarny i zapieka, gotuje, miksuje, sieka wszystkie dostępne sezonowe warzywa, o tyle już w marcu kreatywność wyparowuje z garnka. I pozostaje znudzenie."
  • "We wspomnianym filmie jest nawet scena, w której jeden z kucharzy, obierając pieczonego buraka, pyta retorycznie: "ale ileż można jeść buraki?". I ja się pod tym westchnieniem znużonego kucharza podpisuję całym sercem!"
O ile zasad sezonowości da się przestrzegać, o tyle lokalność to dla większości już tylko piękna idea. Nasze zglobalizowane podniebienia wiele składników obcego pochodzenia traktują jako coś oczywistego. Banany, awokado, ananasy, kiwi, cytrusy, mango to tylko początek długiej listy produktów, które zanim dotrą na nasze stoły, mają za sobą długą podróż. Ilu z was sobie ich odmawia? Ilu z was nigdy nie sięgnie po oliwę czy choćby migdały?

Ja nie należę do tego grona i choć ta lokalność ładnie brzmi, w praktyce jest dla mnie niewykonalna. Z premedytacją kupuję oliwę, używam kaparów, trawy cytrynowej, liści limonki kaffir, mieszanek curry, za'ataru i wielu innych "obcych" składników. Zamykając się szczelnie w lokalności, skazałabym się na kulinarną nudę. A ja nie chcę odmawiać sobie podróży kulinarnych i poznawania nowych smaków.

O autorze

autor

Anna Włodarczyk

miłośniczka dobrego jedzenia, autorka bloga Strawberriesfrompoland oraz książek "Zapach truskawek. Rodzinne opowieści" i "Retro kuchnia". Od lat zakochana w Trójmieście. W swoim cyklu "Trójmiejskie historie kulinarne" oprowadza nas po swoich ulubionych smakach i miejscach.

Opinie (29)

  • Restauracje (1)

    Aż mnie wykręca gdy widzę opis w karcie jakie to regionalne i tylko świeże produkty w nie jednej restauracji są podstawą dań menu..... A rzeczywistość? ....... Lidl, Biedra..... I wiem co mówię ^^

    • 10 0

    • noo, lokalny lidl albo lokalna biedra

      nie ta z drugiego końca miasta

      • 0 0

  • Najgorsza nuda -

    pieprz i sól.

    • 2 2

  • Nawet jeśli nie lokalnie to nadal sezonowo

    Zgadzam się, choć dodam, że te egzotyczne produkty (awokado, cytrusy itd) kupuję tylko wtedy, gdy jest na nie sezon w ich ojczyźnie. + przetwory typu oliwa, oliwki, kapary kupuję możliwie jak najlepszej jakości, staram się od dostawców typu in campagna itd (skoro robię tak z polskimi warzywami i owocami to czemu miałabym nie dbać o przyrodę i rolnictwo również w innych zakątkach świata?) + staram się tym egzotykami urozmaicać jadłospis, a podstawę jednak mieć lokalną (zimą/wiosną korzenie i suszone rzeczy) :-)

    • 2 0

  • (1)

    Pani Aniu-dużo jest racji w tym,co Pani pisze.Proszę jednak pamiętać,że kupując produkty egzotyczne dokladamy sie do degradacji naszej pięknej planety-transport morski,lotniczy z różnych stron świata powoduje zwiększoną emisję CO2.
    Zaraz odezwą się głosy wszystkich ignorantów i zalejecie mnie falą jadu ,więc pozwólcie, że nie odpowiem,a ten post jest tylko dla autorki tekstu,którą pozdrawiam

    • 3 2

    • Fala Jadu

      • 3 1

  • "Czy da się" (1)

    Da się, ale po co? By potem pisać artykuły "lokalianin na rowerze objechał Kaszuby"? Dzisiaj mamy wysyp jakiś dziwnych ideologii dorabianych do jedzenia. Czyżby jakieś kompleksy, że np. parzenie herbaty nie ma u nas tak "duchowego wymiaru" jak w Japonii? A może problem, że jemy ich banany a oni naszych jabłek nie, więc trzeba wziąć "odwet"?
    A może to wszystko dlatego, że z braku realnych problemów trzeba sobie jakiś stworzyć? To wtedy ja sobie wymyślam "lokalianizm", będę spamował tym wszem i wobec jaka to wspaniała i niezrównana idea, wytatuuję sobie "lokalianin" na czole i będę jęczał dzień i noc jaka to dyskryminacja i jak ciężkie jest życie bo w restauracji nie było dań lokalialnych xD

    • 29 9

    • Zgadzam się

      Można się tak katować tą "lokalnością" ale nie do takiego stopnia. Jak użyję oliwy do lokalnej marchewki to świat się zawali?! Jedzenie to przyjemność i każdy niech sobie łączy co z czym chce - bez zbędnych teorii...

      • 4 0

  • Zgaduje, że Autorka nie ma dzieci? (7)

    Bo jak człowiek ma to nie ma czasu na bzdety hipsterów

    • 34 13

    • Dzieci (4)

      Warto czasem wpisać w Google Ania Włodarczyk i sprawdzić niż głupoty wypisywać

      • 4 3

      • A może warto czasem w notce O Autorze napisać wiecej? (3)

        • 4 1

        • Wyguglalem (2)

          polska lekkoatletka, specjalistka skoku w dal. Na przełomie lat 70. i 80. należała do najlepszych...

          • 5 0

          • Mama dwulatka? Hehe, to jeszcze życia nie poznała (1)

            Rano wstać, dziecko do szkoły zawieźć lub zaprowadzić, do pracy jechać, potem odebrać, na zajęcia dodatkowe zawieźć lub zaprowadzić, w międzyczasie obiad jeśli w szkole znowu nie smakował, przypilnować lekcje, kąpiel, poczytaj mi mamo, uff 21:00 mogę coś zrobić dla siebie... Ale jeszcze pranie, prasowanie... Może jutro...

            Itd

            • 8 8

            • Boże jak Wy głupoty gadacie - nie ma dziecka - nie zna życia, nagle okazuje się, że ma 2-letnie dziecko - nie zna życia, bo to nie dziecko, które chodzi do szkoły. Zastanówcie się ludzie nad sobą, bo od tego 500+ to Wam się w głowach poprzewracało.

              • 13 1

    • Dzietność

      Ma. :-)

      • 2 0

    • ja też nie mam dzieci a na głupoty czasu brak
      zajmuje się poważnymi sprawami

      • 10 2

  • (4)

    a na co teraz jest sezon w Polsce?

    • 17 1

    • Sezon na?

      Teraz jest sezon na: jabłka, orzechy, brukiew, brukselkę, buraka ćwikłowego, cebulę, czosnek, dynię, fasolę, kalarepę, kapustę, marchew, pietruszkę, pasternak, pieczarki, por, seler, ziemniaki, białą rzodkiew, roszponkę, skorzonerę i czarną rzekę.

      Wbrew pozorom nie jest tak źle, jakby się wydawało :) polecam krem z ziemniaka, zapiekankę z ziemniaków z pieczarkami, krem z buraka, chipsy z marchewki i pasternaka. Opcji jest sporo :)

      • 5 1

    • Na weki! Ogórki, czereśnie, wiśnie, truskawki, papryka, dżemy, kompoty, musy, do koloru, do wyboru.

      • 9 1

    • (1)

      Na korę z drzew.

      • 4 2

      • i sok z brzozy

        • 6 4

  • Tak w więzieniu

    • 3 1

  • Jem lokalnie

    Kupuje z biedronki na osiedlu. Sezonowo da sie kiełbasę i boczek. Na mięso zawsze sezon i na chleb, smaruje musztardą na nią tez sezon trwa okrągły rok.

    • 9 3

  • Trzeba poświęcać czas na dokształcanie się w sprawach jedzenia i nie tylko jedzenia.

    Panuje powszechny anlfabetyzm w tej materii. Nawet nie chce mi się pisac jak ludzie prowadzą dzieci do Fast Foodoow i kupują im sztuczności w sklepach itp. itd.

    Ludzie bardziej dbają o samochody jak o siebie. Płacą za to ogromną cenę, dostali gratis życie i zdrowie i takie są tego efekty, dobrze, że młodzi doceniają Wellness Plus dużo bardziej od rodziców i dziadków.

    Ruszajcie się, myślcie co jecie i jedzcie 1/2 , 1/3 tego co jecie jeśli chodzi o ilość!

    Żeby spalić 1 kg. tłuszczu trzeba przejść...200 kilometrów! Jesteśmy stworzeni bardzo ekonomicznymi istotami...

    • 15 4

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Happy Hours z Aperol Spritz Wieczory Włoskich Smaków w Każdy Piątek!

degustacja

Bufet Włoski w Sheraton Sopot

240 zł
muzyka na żywo, degustacja

Happy Hour z Winem Domu Co Sobota!

degustacja

Najczęściej czytane