Pandemia i związany z nią lockdown doprowadziły do upadku wielu lokali gastronomicznych w całym kraju. Te z nich, które nie załapały się na tarczę antykryzysową, walczą o przetrwanie, ale excela nie można oszukać. Sprawdziliśmy, które lokale zniknęły w ostatnim czasie z gastronomicznej mapy Trójmiasta.
Jedzenie na telefon
Ciężki czas dla gastronomii
tak, jednak tylko jedno
12%
Oszczędności odłożone na "czarną godzinę" kiedyś się kończą, nic więc dziwnego, że kolejne tygodnie obostrzeń przynoszą nowe doniesienia o miejscach, które zamykają swoją działalność.
Brak perspektyw, brak przychodów, brak odpowiedniego PKD - wszystko to składa się na genezę upadku wielu znanych i lubianych miejsc.
Niektórzy zamykają się czasowo, licząc na to, że rząd w końcu otworzy gastronomię, inni gaszą światło na zawsze, zabierając ze sobą wyposażenie i wspomnienia.
Zamknęło się wiele miejsc z historią
Wiele lat działalności, setki imprez, tony sprzedanych posiłków... a dla wielu również miejsca z duszą i znane od młodych lat. Nawet takie lokale upadają, a z uwagi na rzeczywistość nie mają nawet możliwości zorganizowania tzw. ostatniej imprezy pożegnalnej.
Wśród nich znalazł się dla wielu legendarny klub Autsajder - ceniona "miejscówka" na imprezowej mapie Trójmiasta.
- Z wielkim smutkiem i żalem chcielibyśmy zakomunikować, iż klub Autsajder znika z klubowej mapy Gdańska. Po 15 latach jedno z najpopularniejszych miejsc w Trójmieście przestaje istnieć. Niestety, w tych trudnych czasach nie było nam dane zorganizować prawdziwej imprezy pożegnalnej. Chcielibyśmy każdemu z Was podziękować za wspólne lata spędzane w naszym klubie, za każdą imprezę, na której byliście, za fantastyczny klimat, który stworzyliśmy wspólnie. Każdy z Was dołożył cegiełkę, dzięki której powstał niesamowity klub, w którym bawiliśmy się jak jedna wielka autsajderowa rodzina. Żegnajcie - piszą w oficjalnym komunikacie właściciele klubu Autsajder.
Branża "gastro" jedzie na oparach. Ponad 300 zawieszonych działalności
Wiele do niedawna tętniących życiem
punktów stoi obecnie całkowicie pustych - klimatyczne kawiarnie, małe i duże restauracje, puby i kluby muzyczne. W czasie pandemii zamknęła się m.in. kultowa dla wielu
Protokultura, aczkolwiek słychać głosy, że klub może się odrodzić w innym miejscu. Na liście trójmiejskich ofiar lockdownu jest jednak dużo więcej lokali:
Awantura, Biblioteka - Cafe and Bar, Cukiernia Bajadera, De Gastro Pizzeria, Enjoy food&life, Restauracja Familia, Filiżanka i Kubek, Frytki Belgijskie, Gruszka&pietruszka Cafe Bar, Haffnera 30, Harry's ART & CAFE, Moje Miejsce, Oh My DoG, Pizzeria Pokoleniowa, Prosty Kącik, Radiostacja, Solanka, Vertigo - Restauracja i Bar, Wat Kam Chu, Cafe Pub Bruderschaft.Czytaj też:
Klub Protokultura kończy działalność
Lista zamykanych lokali cały czas się wydłuża, a wiele miejsc wciąż walczy o przetrwanie, oferując posiłki na dowóz lub na wynos. Jeszcze inni zakładają zbiórki, apelując do swoich klientów o wsparcie, starają się renegocjować umowy najmu lokali, przesuwają płatności, z ciężkim sercem zwalniają pracowników i szukają wszelkich możliwych oszczędności. Wszystko, żeby przetrwać. Za tą walką kryją się jednak ludzkie dramaty, a czytając słowa właścicielki
House of seitan, można sobie uzmysłowić, w jak tragicznej sytuacji jest branża gastronomiczna.
- Sytuacja zmusiła mnie do zwolnienia prawie wszystkich pracowników. Mamy dużo zaległości i nie dajemy rady ich redukować. Jesteśmy obecni na rynku od ponad dwóch lat, a rok z tego czasu przypadł na pandemię. Nie dość, że sporo pieniędzy zainwestowałyśmy w wymarzony biznes, to nie miałyśmy szans zrobienia sobie jakiejś "górki". Dowozy nie rozwiązują problemu, ruch też znacznie zmalał i w chwili obecnej koszt prowadzenia lokalu dwukrotnie przewyższa przychody. Jest tragicznie i w chwili obecnej nie mamy już siły i pomysłów, jak się ratować. Nasza ciężka praca i marzenia idą na dno, a rzeczywistość przypomina koszmar. Starałyśmy się włożyć całe nasze serce w to, żeby stworzyć fajne, autentyczne miejsce. Ludzie to poczuli, a teraz wszystko się zawaliło. Jesteśmy załamane, sfrustrowane i przepełnione strachem. Tracimy nadzieję, że uda się nam wybronić - mówi właścicielka lokalu House of Seitan.Również gdański
pub Loft walczy o przetrwanie na rynku. Z tego powodu założyli zbiórkę pieniężną, na którą w przeciągu niecałej doby wpłynęło 6 tys. zł.
- Od momentu, w którym skończyła nam się kasa na bieżące opłaty związane z utrzymaniem LOFTu minęło już sporo czasu. Państwo "dało" tyle pomocy, ile od lockdownu w październiku zapłaciliśmy za sam prąd, więc po tygodniach odkładania tego "bo może pozwolą się otworzyć i zarobić", zmuszeni jesteśmy poprosić Was, nasi drodzy goście, o zrzutkę, żebyśmy dotrwali do momentu ponownego otwarcia. Obecnie liczy się dla nas każda złotówka, i za każdą z nich będziemy Wam ogromnie wdzięczni - oświadczenie pubu Loft zamieszczone na jednym z ich kanałów społecznościowych.
Gastronomia stara się działać
Jedni zamykają swoje biznesy, inni w kontrze do obowiązujących obostrzeń dalej prowadzą swoje działalności, jednak w tzw. podziemiu. Niektórzy liczą pieniądze
otrzymane z tarczy i twierdzą, że nie muszą na razie otwierać lokalu i "wyjeżdżają na wakacje". Są też tacy, którzy przyłączają się do akcji społecznych zrzeszających przedsiębiorców, jak
#BałtyckieVeto czy
#OtwieraMy. Takie rozwiązania nie obeszły się bez echa i kontroli służb mundurowych oraz inspektorów sanepidu.
Czytaj więcej:
Sanepid skontrolował otwarte lokale w Gdańsku