- 1 Jemy na mieście: Hi Thai w Gdyni oczarowało (57 opinii)
- 2 Kelner: zawód, którego (już) nie ma? (89 opinii)
- 3 Pierogi i Goldwasser najlepsze na świecie (39 opinii)
- 4 Restauracja po rewolucji Gessler na sprzedaż (155 opinii)
- 5 Ciągle o czymś zapominasz? Przyjrzyj się diecie (11 opinii)
- 6 "Zamawia espresso i siedzi 3 godziny" (219 opinii)
Pocieszenie przez jedzenie. Co nam poprawia nastrój?
Schyłek roku to taki czas, w którym jem najwięcej rosołu, puree ziemniaczanego i kaszy manny. Parująca miseczka domowego dobra poprawia mi nastój i dodaje energii, to mój sposób na przetrwanie zimnych dni. W kolejnym odcinku cyklu "Trójmiejskie historie kulinarne" Ania Włodarczyk udowadnia, że jedzenie może pomóc w trakcie jesiennych dni. W poprzednim opowiedziała o drobnych kulinarnych przyjemnościach.
Jedni umilają sobie ten czas zaszywając się na kanapie z kubkiem herbaty i książką. Inni, którzy są chyba w większości, pochłaniają nowe sezony seriali, które o tej porze roku mnożą się i pączkują, by osłodzić widzom jesienne smutki. Jeszcze inni - i ja należę do tej grupy - pocieszają się jedzeniem. To pocieszenie może mieć dwa oblicza: zjadanie ulubionych potraw lub sam proces gotowania. To pierwsze od dawna ma swoją nazwę: tzw. comfort food to nic innego jak jedzenie poprawiające nastrój.
Każdy ma swoją ulubioną gamę smaków i zapachów, najczęściej to potrawy kojarzące się z ciepłem domowego ogniska, kuchnią mamy lub babci. Moi kulinarni pocieszyciele to bardzo proste rzeczy, które jadałam w dzieciństwie. Wieczorem lubię zjeść kaszę mannę z łyżeczką masła ślizgającego się po powierzchni i kryształkami cukru topiącymi się w zetknięciu z tłuszczem. Niezmiennie nastrój poprawia mi miska aksamitnego, pachnącego gałką muszkatołową puree ziemniaczanego, do szczęścia nie potrzeba mi żadnych innych dodatków. Musi być tylko idealnie utłuczone i tłuste, a więc jesienią nie żałuję mu masła i śmietanki. Miska rosołu, który pyrkał na małym ogniu przez co najmniej dwie godziny to potężna dawka energii i naturalny oręż w walce z chorobami. Zresztą nie tylko rosół, ale i inne zupy przychodzą z pomocą w zimne dni - rozgrzewają i pocieszają (ci, którzy nie radzą sobie w kuchni, zupne pocieszenie mają szansę znaleźć w gdańskiej Chochli, miejscu serwującym co dzień kilka rodzajów zup).
Inny poprawiacz nastroju to chleb, już sam jego zapach koi skołatane nerwy. A chrupiąca piętka z masłem albo maczana w dobrej oliwie to już najwyższy stopień szczęścia. W idealnym świecie bochenek wyskakuje z domowego piekarnika, ale w rzeczywistości mam kilka ulubionych miejsc, gdzie zaopatruję się w pieczywo.
Przeczytaj więcej felietonów Ani Włodarczyk
Każdy ma swoją ulubioną gamę smaków i zapachów, najczęściej to potrawy kojarzące się z ciepłem domowego ogniska, kuchnią mamy lub babci. Moi kulinarni pocieszyciele to bardzo proste rzeczy, które jadałam w dzieciństwieMoim ostatnim odkryciem jest gruzińska piekarnia w Gdańsku, zawsze wychodzę z niej z co najmniej dwoma bochenkami płaskiego, wrzecionowatego chlebka gruzińskiego. Większą część niedużego pomieszczenia piekarni zajmuje okrągły piec, w którym na bieżąco wypiekane są chlebki i chaczapuri. Odwiedziłam to miejsce już kilka razy i za każdym trafiałam na cieplutkie pieczywo, więc już w drodze do domu zjadałam go połowę... A w domu lekko podgrzewam bochenek i potem maczam go w wymieszanej z solą i pieprzem oliwie (tę kupuję w zaufanym sklepiku w Gdyni). Ten smak kojarzy mi się z wakacjami i naprawdę rozjaśnia grudzień bez śniegu! Wielbicielom bardziej tradycyjnych wypieków polecam Le Bonjour (w Gdyni lub Gdańsku), ich chlebek z orzechami laskowymi albo pajda maślanej brioszki przepędzi wszystkie smutki. Swoją drogą, trójmiejskie poszukiwania miejscówek z dobrym pieczywem to bardzo szeroki temat zasługujący na odrębny felieton.
Drugi rodzaj kuchennego pocieszenia to sam proces gotowania, ja określam to jako comfort cooking, w nawiązaniu do określenia comfort food. W odróżnieniu od potraw, których smak działa na nas kojąco, tutaj pozytywnie nastraja gotowanie, siekanie, mieszanie topiącej się czekolady, formowanie ciasteczek, wyrabianie ciasta drożdżowego... Chodzi o zbiór czynności, które pozwalają odetchnąć głowie i sprawiają, że podczas ich wykonywania wpada się w trans.
Doskonałym przykładem jest tu risotto - aby wyszło dobre, trzeba je długo, cierpliwie mieszać. Podczas tej czynności mózg się wyłącza, ulatują natrętne myśli, a my skupiamy się na chochli i tym, by risotto się nie przypaliło. Taka kuchenna medytacja, doskonała na schyłek roku, ale i na ciężki czas przednówku, kiedy znużenie zimą sięga zenitu, a na wiosenną zieloność trzeba jeszcze trochę poczekać...
Zobacz także: Gdzie w Trójmieście na risotto
O autorze
Anna Włodarczyk
miłośniczka dobrego jedzenia, autorka bloga Strawberriesfrompoland oraz książek "Zapach truskawek. Rodzinne opowieści" i "Retro kuchnia". Od lat zakochana w Trójmieście. W swoim cyklu "Trójmiejskie historie kulinarne" oprowadza nas po swoich ulubionych smakach i miejscach.
Miejsca
Opinie (67) 8 zablokowanych
-
2016-12-16 12:01
(5)
czekolada i mięso dają mi radość :)
- 27 3
-
2016-12-16 12:11
to tłuszcz daje radość (3)
- 7 2
-
2016-12-16 12:16
(1)
Szkoda, ze mój tluszcz nie daje mi radości :(
- 11 3
-
2016-12-16 19:04
masz złe podejście :)
- 4 0
-
2016-12-16 19:04
mi daje :)
- 5 0
-
2017-01-30 14:25
Comfort cooking - kolejny przykład indolencji językowej.
- 1 0
-
2016-12-16 12:18
Czekolada nie pyta, czekolada rozumie. (2)
- 57 1
-
2016-12-16 21:26
(1)
Mi pomaga kebs z sosem czosnkowym i cebulowym
- 5 0
-
2016-12-17 01:42
Na pewno pomaga na trawienie :)
- 1 0
-
2016-12-16 12:27
Bardzo lubię jedzonko z KFC. (2)
- 16 34
-
2016-12-16 12:38
Nie wiem czy na serio czy dla podpuchy to napisałaś.
A ja na serio lubię KFC. Raz w miesiącu, na maksymalnym głodzie, lubię zamówić 5 kawałków w zwykłej panierce, koniecznie ze świeżego smażenia (nawet jakbym miał czekać 30 minut). Do tego grube frytki, też koniecznie gorące, a nie zleżałe. A potem kwadrans żołądkowego orgazmu.
Na chandrę lub w nagrodę po ciężkiej robocie lubię jeszcze pizzę z Domino's - Extravaganza, ew. "12 składników", na grubym. Do tego obowiązkowo 0.33l zimnej Pepsi w puszce (trzeba zapewnić sobie zawczasu). Bardzo dobra pizza, jak ta z Pizzy Hut w połowie lat '90, gdy bardziej się starali po wejściu na rynek w PL. Może dlatego taka dobra, bo mam ją pod domem i zawsze dociera gorąca? Pierwsza pizza z normalnym sererm, a nie ścierwem, a ciasto od spodu suchutkie, a nie tłuste. Niebo a ziemia w stosunku do osiedlówek. A jak raz zapomnieli o mięsie (niezłe, co?), to za 15 minut od telefonu z reklamacją była druga pizza (pewnie z bonusem, ale... smakowała!)
I wiecie co - nigdy po KFC ani po innym FF nie sr*łem, nie rzygałem. Nigdy. Może dlatego że dokładnie myję ręce zanim dotknę tego śmieciowego jedzenia? Obserwując ludzi dookoła, to każdy bierze je w brudne łapy, nie dziwne, że potem niektórzy opisują swoje sensacje po zjedzeniu FF.- 16 9
-
2016-12-16 13:29
Fuj
- 5 6
-
2016-12-16 12:30
Ja już sobie nastrój skutecznie poprawiłem (8)
Od początku grudnia plus 2 kg. Wiecznie głodny, wiecznie niezadowolony, że "to nie to". Dopiero kawał wołowego mięcha, fura dymiących ziemniaków w łupinach, kawałek masła, jakiś porter nie za zimny dają uczucie satysfakcji. Albo dobre śledzie, tłusty łosoś wędzony w kawałku na zimno, "w ilości dopóki nie wzbiorą mdłości".
- 20 8
-
2016-12-16 13:40
(2)
a potem zawał w wieku 52 lat :)
- 2 9
-
2016-12-16 13:57
nie od tego są zawały (1)
tylko od przewlekłego stresu i siedzenia na d..
Robotnicy budowlani nie mają zawałów, bo nie siedzą na tyłku i się nie stresują, a codziennie żywią się 10 bułkami i najtańszymi parówkami zapitymi 2 litrami słodkiego "napoju o smaku owocowym", do tego fajeczki też niemal każdy popala.
Śledzie to bogactwo Omega 3, łosoś podobnie, czyli przeciwny biegun czynników wpływających na zawały :)
Wołowina to źródło pełnowartościowego białka. Sto razy zdrowsza niż smażony schaboszczak...
Trudno, żeby w grudniu czerpać siłę i radość z jedzenia trawy i nowalijek.- 15 3
-
2016-12-16 15:38
"Robotnicy budowlani nie mają zawałów" - wiadomosci z Faktu? Nie spie, bo trzymam szafe?
- 3 1
-
2016-12-16 17:24
Ty to pownieneś (3)
jadać prosto z parnika.
- 6 1
-
2016-12-16 20:40
hahaha padłem hahaha
- 2 0
-
2016-12-17 17:17
(1)
Ziemniaki z parnika - chętnie! Chrum-chrum! :)
Tylko, po pierwsze - ziemniaki dokładnie umyte, bez skaz, dość mączyste, a wcale nie łatwo takie kupić, bo w sklepach na ogół barachło totalne... A po drugie - fleur de sel do nich poproszę, sól morską w postaci "kwiatu" (delikatnych małych grudek).- 3 1
-
2016-12-19 10:33
i nie dodawać śruty
bo się ciężko gryzie,
za to pokrzywy jak najbardziej, pycha- 0 1
-
2017-01-30 14:40
Jaki porter?
- 0 1
-
2016-12-16 12:35
A dziś wieczorem robię (1)
Oscypki owinięte boczkiem wędzonym w piekarniku i żurawinką a dodatkowo grzaniec z plastrami pomarańczy.
- 23 14
-
2016-12-16 12:44
Dobry pomysł, a ktoś pewnie zminusował za to "zdrobnionko" w określeniu żurawiny.
- 6 4
-
2016-12-16 12:44
Pizza!
- 16 5
-
2016-12-16 12:50
Golona i piwo ! (2)
- 17 6
-
2016-12-16 19:07
Zuch !
też lubię zestaw prawdziwego mężczyzny :)- 4 0
-
2016-12-17 02:36
Panowie jestem z wami
Panowie jestem z wami
- 3 0
-
2016-12-16 13:02
"zakochana w Trójmieście". (2)
Leczą mnie takie określenia.
- 21 16
-
2016-12-16 17:20
(1)
"od lat zakochana w Trójmieście" - czyt. nie jestem stąd, ale przyjechałam na studia/do pracy i zostałam.
- 15 3
-
2016-12-18 16:03
Ty mnie nie tłumacz z PL na PL, bo nie o wyjaśnienie znaczenia mi chodzi ale o sposób okreslenia go.
- 1 0
-
2016-12-16 13:16
zajadanie smutkow, jedzenie kompulsywne...
- 11 5
-
2016-12-16 13:24
(2)
A ja mam problem by coś przełknąć , nie lubię jeść , lubię aktywność , gry planszowe też nie raz nie pamiętam czy jadłam czy nie tacy też bywają i co zrobić a jak ktoś dziko łapczywie je to już mi się wtedy w ogóle nie chce jeść
- 3 8
-
2016-12-16 19:08
faktycznie gra planszowa jest formą aktywności chyba tylko nadgarstka
- 13 0
-
2017-09-14 14:59
Witam.Mam tak samo.Pozdrawam Wlo.
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.