- 1 Jemy na mieście: Hi Thai w Gdyni oczarowało (50 opinii)
- 2 Kelner: zawód, którego (już) nie ma? (67 opinii)
- 3 Restauracja po rewolucji Gessler na sprzedaż (153 opinie)
- 4 Pierogi i Goldwasser najlepsze na świecie (39 opinii)
- 5 Ciągle o czymś zapominasz? Przyjrzyj się diecie (11 opinii)
- 6 "Zamawia espresso i siedzi 3 godziny" (219 opinii)
Trójmiejskie historie kulinarne: przedszkolne smaki
"Ale szczypiorek to ja lubię tylko w przedszkolu, wiesz, mamo?" - powiedział do mnie ostatnio mój syn, wydłubując zielone kreseczki z jajecznicy. Wiem, rozumiem, to magia zbiorowego żywienia. Sama mam na swej liście ulubionych potraw kilka pozycji ze szkolnej podstawówki, o których napiszę w cyklu Trójmiejskie historie kulinarne. Ostatnio pisałam o gotowaniu na ekranie.
W tym pierwszym uwielbiałam moment śniadania, gdy zgromadzeni przy miniaturowym stoliku, siorbiąc bawarkę, wyczekiwaliśmy, aż pani postawi na stole talerz pełen kolorowych kanapek. Na chlebie najczęściej lądował twarożek ze szczypiorkiem, awanturka (pasta z sardynek) albo żółty ser z pomidorem. Niby zwykłe kanapki, ale w jakiś magiczny sposób to właśnie tam, przy stoliku przedszkolnym w grupie Poziomki, smakowały najlepiej.
Mój ukochany przedszkolny obiad to ziemniaki zalane śmietaną z twarogiem. Powiedzieć, że to oszczędnościowa wersja posiłku, to nic nie powiedzieć! Ale jadam go do dzisiaj, zwłaszcza gdy przychodzi sezon na młode ziemniaki. Posypuję je koperkiem i zalewam maślanką albo kefirem, fundując sobie tym samym podróż w czasie.
Albo kotlety jajeczne... Swoją drogą, próbowałam je niedawno odtworzyć, tym razem na potrzeby własnego podniebienia. Nawet podałam je tak, jak niegdyś jadłam - z ziemniakami i mizerią, ale jednak ciągle coś mi w nich nie grało. Pewnych smaków nie jesteśmy w stanie odbudować, choćbyśmy nie wiem jak się starali.
Z kolei przedszkolne menu mojego synka to już dla mnie inspiracja kulinarna. Czasy się zmieniły, więc i jedzenie w przedszkolach ewoluowało, wiele tu warzyw, kasz i pełnych ziaren. Gołąbki po meksykańsku, kotlety z kaszy gryczanej czy kalarepka na przekąskę to tylko przykładowe smaczki.
Swoją drogą, wybierając przedszkole, zależało mi na takim, w którym nie ma cateringu i jedzenie nie podróżuje w plastikowych pojemnikach, a przygotowywane jest na miejscu. Wbrew pozorom przedszkolna stołówka to już rzadkość, tym bardziej cieszę się, że trafiliśmy do pięknego przedszkola w centrum Gdańska.
W naszym przedszkolu dużą wagę przywiązuje się do zdrowego jedzenia. Dzieciaki uprawiają sałatę, kiełki i rzodkiewki, dzięki czemu te niezbyt popularne produkty (zbyt zielone!) cieszą się powodzeniem. Za przedszkolnym placem zabaw jest ogródek, w którym starszaki sadzą warzywa. Raz na jakiś czas dzieci pieką chleb czy pizzę.
Ostatnio moja latorośl wróciła do domu i powiedziała mi, jak krok po kroku zrobić masło. Okazało się, że robili je do chleba, który dzień wcześniej wypiekali.
Takie przedszkole z misją to skarb. Dokonując wyboru, warto zbadać również kulinarną stronę miejsca, do którego ma trafić dziecko. W końcu to tutaj będą powstawać jego wspomnienia smakowe... Warto o nie zadbać.
O autorze
Anna Włodarczyk
miłośniczka dobrego jedzenia, autorka bloga Strawberriesfrompoland oraz książek "Zapach truskawek. Rodzinne opowieści" i "Retro kuchnia". Od lat zakochana w Trójmieście. W swoim cyklu "Trójmiejskie historie kulinarne" oprowadza nas po swoich ulubionych smakach i miejscach.
Opinie (164) 10 zablokowanych
-
2019-11-03 12:05
Zdjęcie poglądowe, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.
W przedszkolach NIGDY nie dawno trzech (3) kotletów, a ogórek był serwowany albo jako mizeria (w osobnej miseczce), albo jako konserwowy. Ziemniaki były w postaci puree, albo w całości jako młode (bardzo krótko). Przedszkola miały własne kuchnie, jedzenie przygotowywane było w dużych garach. Nie było cateringu. Jedzenie było proste, lecz smaczne. Nikt nie wybrzydzał. Wszyscy jedli, bo byli w grupie. Było normalnie. Teraz jest przerost treści nad formą i coraz więcej niezadowolonych rodziców, coraz więcej zatruć.
- 2 0
-
2019-11-03 22:08
u mnie w domu nigdy nie jadalo sie zup mlecznych z mleka na goraco,zadnych
karpi -ryb slodkowodnych, grysikow, kaszy mannej, kaszanek. nie jadam tego nawet teraz a mam juz 60 lat. zawsze byly awantury w przedszkolu, na kolonii, na wczasach jak serwowano zupy mleczne a ja chcialem zimne mleko do picia. ludzie siedzacy obok nas wytykali moich rodzicow,ze zle wychowali dzieci. u ans w domu po prostu nie jadalo sie zup mlecznych, grysikow, kaszy mannej itd.
- 1 0
-
2019-11-05 00:12
Szkoda, ze Ania nie czyta komentarzy, mówiąc, że to :bagienko"
Wiem, że wiele jest złośliwych czy chamskich, ale sporo jest normalnych. Sama chętnie bym przekazała autorce jak miło wspominam kotleciki jajeczne, czy przybiła pionę za przedszkole bez cateringu, bo też takie z rozmysłem wybrałam dla dziecka !
- 0 0
-
2019-11-15 21:07
rocznik 87
najlepiej wspominam zupę owocowa
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.