• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Co nas wkurza w restauracji?

Ewa Palińska
30 maja 2022 (artykuł sprzed 2 lat) 
Klienci modnych restauracji skarżą się na to, że aby zasiąść przy stoliku, muszą wcześniej sporo odczekać w kolejce. Wiele miejsc jest tak pewnych tego, że obłożenie będzie pełne, że nie dają możliwości wcześniejszej rezerwacji.
Klienci modnych restauracji skarżą się na to, że aby zasiąść przy stoliku, muszą wcześniej sporo odczekać w kolejce. Wiele miejsc jest tak pewnych tego, że obłożenie będzie pełne, że nie dają możliwości wcześniejszej rezerwacji.

Trójmiejski rynek gastronomiczny nieustannie się rozwija. W miejsce zamykanych lokali powstają nowe, dobrze znane miejsca zmieniają swoje profile bądź lokalizację. Aby przyciągnąć do siebie gości i zachęcić do ponownych odwiedzin, restauratorzy muszą o nich zawalczyć. Czasem jednak ich zabiegi są niewystarczające i goście zamiast dopieszczeni, czują się poirytowani. Na co najczęściej się skarżą?





Czy często coś cię denerwuje, kiedy odwiedzasz restaurację?

Brak miejsc i problemy z rezerwacją



Człowiek to istota stadna, dlatego najczęściej wybieramy te miejsca, które cieszą się największą popularnością. To oczywiście ma swoją cenę - jeśli nie posiadamy rezerwacji, musimy swoje odstać w kolejce. Ta sytuacja złości nie tylko gości, ale i pracowników lokali sąsiadujących z popularnymi miejscówkami.

- Nasi "sąsiedzi" początkowo generowali sztuczny tłok - opowiada menadżer jednej z gdańskich restauracji. - Ludzie widzieli, że tam zawsze są tłumy i chcieli się osobiście przekonać, dlaczego tak jest. Nie przeszkadzało im nawet to, że na stolik trzeba czekać przeszło pół godziny. Bardzo nas to wkurzało, bo nasza restauracja jest tuż obok, ma podobny profil, jedzenie równie smaczne, ceny niższe. No ale nie - ludzie sobie wmówili, że tylko tam i nigdzie indziej. Bo fotkę na insta trzeba zrobić tam, gdzie modnie. Żeby inni zazdrościli.
Co zrobić, jeśli chcesz wybrać się do modnego miejsca, ale nie masz zamiaru stać w kolejce? Możesz np. wcześniej zrobić rezerwację. Niestety nie każdy lokal i nie zawsze oferuje takie rozwiązanie.

- Zadzwoniłem do takiego modnego lokalu, żeby poprosić o ofertę na obiad urodzinowy dla 10 osób - opowiada Marcin. - Usłyszałem, że nie ma możliwości zrobienia takiej rezerwacji. Jeśli chcemy przyjść, to możemy stanąć w kolejce, ale dla wszystkich osób nie znajdzie się na pewno jeden wolny stolik. Wydawało mi się to idiotyczne, ale powodem okazała się kasa. Na naszej rezerwacji, przy z góry ustalonym menu, knajpa zarobi mniej niż na klientach, którzy zamówią dania z karty. No i napiwek będzie jeden, a jeśli zamiast naszej grupy kelner obsłuży kilka mniejszych, to bardziej mu się to opłaci.

Restauracje, do których zawsze są kolejki. Na czym polega fenomen?



Restauracji, do których nie wpuszcza się dzieci, jest coraz więcej. Ich rodzice nie powinni jednak mieć do nikogo pretensji, bo lokali, do których można z dzieckiem pójść, jest zdecydowanie więcej. Restauracji, do których nie wpuszcza się dzieci, jest coraz więcej. Ich rodzice nie powinni jednak mieć do nikogo pretensji, bo lokali, do których można z dzieckiem pójść, jest zdecydowanie więcej.

Dzieci i zwierzęta



Ludzie chodzący do restauracji mają też zdecydowanie mniejszą cierpliwość do dzieci i zwierząt.

- Wkurza mnie, że ludzie czepiają się tego, że zabieram swoje dwuletnie bliźniaki do restauracji - opowiada Marta. - Jak inaczej mam je nauczyć tego, jak powinny się zachowywać? Oczywiście, że trochę pobiegają, do kogoś podejdą, czasem krzykną, ale nie przesadzajmy, że to takie uciążliwe. Dzieci są częścią społeczeństwa, czy tego chcemy, czy nie. Niewpuszczanie ich do lokalu byłoby jawną dyskryminacją.
Marta jednak zdecydowanie sprzeciwia się wprowadzaniu do restauracji zwierząt.

- Ludziom już naprawdę odbija. Przychodzą z psami, kotami. A przecież zwierzęta nie powinny kręcić się po miejscu, które serwuje jedzenie. I to nieprawda, że pies na rękach przestaje być psem - bulwersuje się Marta. - Kiedyś w modnej restauracji pojawiła się kobieta z yorkiem w torbie. Moje dzieci podbiegły i chciały go pogłaskać, a ona im powiedziała, że nie mogą, i się rozpłakały. Kiedy próbowały go dotknąć, gdy nie patrzyła, pies je zaatakował.
Zdaniem Pawła natomiast brakuje miejsc, do których dzieci i zwierzęta nie byłyby w ogóle wpuszczane.

- Nie po to płacę opiekunce, żeby w czasie wolnym od własnych dzieci użerać się z cudzymi - opowiada Paweł. - Wkurzają mnie wrzaski, bieganie po sali, to, że nie mogę swobodnie porozmawiać, bo dzieciaki nadstawiają radary, a czasem nawet wtrącają się do cudzej dyskusji. Nie chcę patrzeć na matki karmiące piersią czy natknąć się w toalecie na zużyte pampersy. Ze zwierzętami podobnie. Obecność zwierząt w restauracji irytuje mnie równie mocno i zwyczajnie brzydzi.

Klient nasz pan - nietypowe życzenia restauracyjnych gości



Pazerność



Jakość kosztuje, dlatego wyjście do dobrej restauracji dla wielu osób jest rozrywką, na którą nie pozwalają sobie za często. Często takie wyjście poprzedza wnikliwa analiza menu i kalkulacja. Na miejscu może się jednak okazać, że rachunek jest znacznie wyższy, niż zakładaliśmy.

- Zamawiam lody. Kelner pyta, czy w wafelku, czy w pucharku. Wybieram pucharek. Wybór ten kosztuje mnie dodatkowe 5 zł, o czym dowiaduję się przy płaceniu - relacjonuje Alina. - Do tego dodatkowe opłaty za pieczywo, wodę z plasterkiem cytryny, zaksięgowaną jako "lemoniada". Wydawanie gotówki w taki sposób, żeby klient zostawił jak najwyższy napiwek, domaganie się tego napiwku lub doliczanie opłaty za serwis, horrendalnie wysokie ceny za zwykłą kawę czy herbatę - mogłabym wymieniać bez końca.

Jeden rachunek, kilka osób. Jak podzielić się zapłatą w restauracji?



Dobry kelner spełnia życzenia gości, pozostając niezauważalny. Zdarza się jednak, że zamiast pozostać w cieniu, wtrąca się do rozmowy, pozwala sobie na zbytnią poufałość bądź impertynencję. Tego goście nie lubią. Dobry kelner spełnia życzenia gości, pozostając niezauważalny. Zdarza się jednak, że zamiast pozostać w cieniu, wtrąca się do rozmowy, pozwala sobie na zbytnią poufałość bądź impertynencję. Tego goście nie lubią.

"Co dla ciebie?", "Smakowało?" - hipsterka i kumpelska obsługa



- Wkurza mnie ta hipsterska moda na udawanie, że jesteśmy kumplami. Podobnie w fast foodach wkurza mnie, gdy chcą mnie po imieniu wywoływać, bo to "amerykańskie". Za to bawią mnie ich miny, gdy odpowiadam: "zostańmy przy numerze z paragonu" - wylicza jeden z naszych czytelników. - Wkurza mnie podchodzenie z pytaniem, czy smakuje, zwłaszcza gdy jestem któryś raz i obsługa o tym wie. Przecież gdyby nie smakowało, to poszedłbym gdzieś indziej.
- Za szczyt nietaktu uważam zagajanie przez kelnera do pogadanek w luzackim stylu - dodaje Alicja. - Nie obchodzi mnie, czy jesteś przyszłym noblistą, czy autorem przełomowego wynalazku. Klientów to kompletnie nie obchodzi. Ludzie przychodzą do knajp jeść i spotykać się we własnym gronie, do którego nikt z obsługi nie należy. Dla mnie ideałem jest kelner, który jest praktycznie niezauważalny - nie żartuje, nie ma miny, jakbym mu babcię rozjechała hulajnogą, nie pyta, czy dobre i czy smakowało, nie skraca dystansu, umie przeprosić, jeśli pomylił zamówienie, a nie ma focha, że ktoś mu zwrócił uwagę itd. Czy to takie trudne? Co ciekawe, często ma to miejsce w knajpach, które kreują się na ekskluzywne. Kelner powinien być skuteczny i niezauważalny. Ale co kto lubi... Jakie elity, takie maniery.

Nie takie jedzenie, na jakie mamy ochotę, i zbyt małe porcje



W menu może denerwować wszystko - brak tego, na co mamy ochotę, za duża liczba potraw wegańskich czy wegetariańskich w stosunku do tych mięsnych albo ciekawsze propozycje dla mięsożerców niż dla wegan. Irytować może też to, że choć menu jest rozbudowane, to trudno się tym najeść.

- Idę na obiad, bo jestem głodna. W karcie dania o normalnych nazwach - zupa, golonka, sznycel - relacjonuje Zuzanna. - Zamawiam. Dostaję 150 ml zupy, mały kawałek golonki owinięty plastrem boczku z jednym ziemniakiem i jakimiś kiełkami, a mąż mikroskopijne mięso w panierce na blanszowanej marchewce. Stwierdziliśmy, że może z deserem będzie lepiej, ale nie było. Tort bezowy okazał się przysmakiem wielkości makaronika. Rachunek wyniósł 240 zł. Z restauracji poszliśmy pod "złote łuki" i rzuciliśmy się na "drwala".

Za co w restauracji możemy zapłacić, choć tego nie planowaliśmy?



Niekiedy największym wyczynem w restauracji jest zamówienie jedzenia. Zobacz, jak z wymową obcojęzycznych nazw potraw radzą sobie bywalcy Wyspy Spichrzów.

Ą,ę, dziwaczne nazwy potraw i pouczanie gości



Restauracje tak się zapędziły w dziwacznym nazywaniu potraw, że czasem można mieć poważne wątpliwości co do tego, co naprawdę się zamówiło. W modnych miejscach raczej nie znajdziemy golonki, kotleta czy mięsa z ziemniakami. Możemy natomiast spodziewać się pieczonej pulardy, torcika z buraka, który w rzeczywistości jest plastrem warzywa z ułożonym na nim serem, czy ukrytego pod śnieżnobiałą pierzynką klejnotu Bałtyku, który jest niczym innym jak marynowaną rybą ze śmietaną. Och, pardon. Nie ze śmietaną, tylko z crème fraîche. Osobną kategorię stanowią obcojęzyczne nazwy potraw, które nie są w Polsce zbyt popularne, jak np. bouillabaisse, ratatouille czy coq au vin.

Może się zdarzyć, że jeśli taką nazwę wymówimy źle, kelner nas poprawi, co nie wszystkim się podoba.

- Wkurza mnie, kiedy kelner traktuje mnie z wyższością i poprawia, udziela reprymendy, niepytany zwraca uwagę - opowiada Ewa. - Kiedyś wybrałam się do jednej z najdroższych restauracji na Wyspie Spichrzów. Oboje z partnerem zamówiliśmy jakąś wołowinę, po czym poprosiłam o kieliszek białego wytrawnego wina w charakterze aperitifu - danie miało trafić na stół za pół godziny. Zamiast wina dostałam od kelnera reprymendę, że do wołowiny nie pije się białego wina, że przyniesie mi czerwone. Przeprosiłam, wytłumaczyłam, że czerwonego nie lubię, i powiedziałam, że skoro już wylazł ze mnie brak klasy, to jednak poproszę o piwo. Oboje z partnerem byliśmy zdegustowani zachowaniem kelnera.
- Mnie za to niesamowicie denerwuje odgrywanie ceremoniału z próbowaniem wina, szczególnie w restauracjach, które te wina mają zwyczajnie średniej jakości - opowiada Daniel. - Co więcej, obecnie nie ma szans, by nastąpiły przesłanki pozwalające odmówić butelki po spróbowaniu - to relikt z czasów, gdy z winami była loteria. Jest to tym bardziej kuriozalne, gdy obsługa zupełnie sobie z tym winem nie radzi - nie umie nalać odpowiedniej ilości, a po spróbowaniu nalewa mnie, zamiast towarzyszącej mi kobiecie.
A jakie wrażenia wy wynosicie z trójmiejskich restauracji? Wyłącznie pozytywne czy zdarza wam się narzekać? Podzielcie się nimi w komentarzach.

Opinie (404) ponad 20 zablokowanych

  • Opinia wyróżniona

    Nie lubię rezerwacji (10)

    Wiem, że to pewnie niepopularna opinia, ale nie lubię knajp, gdzie rezerwuje się wcześniej stoliki (a przynajmniej - istnieje taka możliwość). Przychodzisz bez rezerwacji o 13:30 i sadzają cię przy stoliku, gdzie jest rezerwacja np. na 14:15 albo 14:30. Czyli co, mam szybko zjeść i spadać? I w drugą stronę - mam rezerwację, ale knajpa ustaliła sobie 1-godzinne interwały i muszę się w tą godzinę wyrobić mimo, iż sam czas od zajęcia stolika do przyniesienia przystawek/zupy to niejednokrotnie 30-45 minut (przy większym obłożeniu). Naprawdę wolę chwilę "odstać swoje", aby potem w spokoju móc zjeść. :) Przy czym nie mówię tu oczywiście o patologicznym staniu do nadmorskich knajp z mrożonymi flądrami i fryturą.

    • 136 35

    • A jednak rezerwacja

      Można nie lubić rezerwacji ale....kiedy zapraszam gości z innego miasta np na urodziny muszę mieć pewność, że będzie miejsce

      • 3 1

    • A ja lubię

      Tylko wtedy jest pewność, że umowię się ze znajomymi, w tym osobą, która ma problem z chodzeniem, i będzie miejsce że mogę się ibrać ładnie na randkę i nie szukać kolejnej, nie sprawdzonej restauracji w ładnych acz niezbyt wygodnych butach że jak umówię sie o 18, to o 20 będę wolna, a nie będe dopiero wchodzić do sali

      • 3 1

    • Ja nie lubię matek które w restauracji karmią piersią (4)

      Jak już ciągniesz dzieciaka do knajpy, to wyjdz do toalety i tam nakarm dziecko.

      • 45 46

      • Żeby potem ktoś taki jak ty sapał, że

        Nie mógł skorzystać z WC bo marka musiała nakarmić dziecko? Zawsze komuś nie dogodzisz.

        • 5 4

      • Nie rozumiesz... (1)

        W takich przypadkach nie chodzi o nakarmienie dziecka, tylko o demonstrowanie przynależności do sekty cycowej. Niebawem te madki będą dodatkowo strzykać mlekiem po sali, żeby przypadkiem niczyjej uwagi nie uszło, że one tu *karmią piersią*.

        • 40 25

        • mie to boli, że te które chcą publicznie karmić to....mało apetyczne są, żeby taka super dżaga 10/10 wyciągnęła cyca do karmienia to i każden mąż by wstał i bił brawo a tak obrzydza mie to

          • 13 11

      • Ty idź zjeść do toalety.

        Tam twoje miejsce.

        • 26 51

    • Czy kiedykolwiek spotkala Cie sytuacja, zeby ktos Cie wyganial od stolika, bo za chwile przychodza goscie z rezerwacji?

      • 1 2

    • Kocham

      Kiedy nie ma rezerwacji ale za to nad głową stoją sapiacy ludzie , patrzący w talerz w oczekiwaniu abym już skończył bo oni od tygodnia nie jedli... Przestałem przez to chodzic do popularnej pierogarni w Oliwie.

      • 15 0

    • To by jeszcze było całkiem ok...

      ...bo w 45 minut albo przez godzinę spokojnie bym zdążył zjeść. I nie miałbym też problemu, żeby się ewentualnie przesiąść w trakcie.

      Wkurza sytuacja, gdy połowa sali jest pusta, bo porezerwowana, a "nie ma miejsc".

      • 16 3

  • Podrywacze (3)

    Kilka razy zdarzyło się że kelner ewidentne przy mnie podrywa mojego męża. Szczerzy się, puszcza oczko, spoufala się mówiąc do męża po imieniu. Kiedyś nawet taki jeden kelner kiedy wyszłam do toalety podszedł do męża i zaproponował mu swój numer telefonu ,,jakby coś to dzwon smialo. Mąż był tak zniesmaczony i zmieszany, że aż buzował się by gościowi nie przywalić. Nie będę wymieniać nazwy restauracji ale popularny sopocki lokal omijamy szerokim łukiem. Panowie kelnerzy uwierzcie ze żadna kobieta nie lubi aby adorował jej męża inny facet.

    • 5 3

    • Pani poda adres

      to tam pójdę ;)

      • 0 2

    • ale może twój mąż lubi adorację innych facetów..

      • 1 2

    • Ciekawe gdzie się poznali, że znał jego imię : " mówiąc do mojego męża po imieniu ", " kilka razy zdażyło się" : chyba mało znasz swojego męża, buhaha

      • 7 2

  • Podajcie nazwy knajp gdzie jest lans i stoi sie dlugo w kolejce???chleb i wino,co jeszcze? (1)

    • 1 0

    • Biały Kot

      Może nie restauracja, a kawiarnia, ale ostatnio stałam tam pół godziny, w kolejce było jeszcze 5 osób, stało się w korytarzu, a obsługa nie śpieszyła się. Przez ten czas nikt nie wszedł do sali.

      • 0 0

  • Opinia wyróżniona

    (14)

    Ten artykuł pokazuje jak bardzo nie tylko restauracje zeszły na psy ale również goście. Do restauracji szło się kiedyś ciut "odchamić" - ładny wystrój, dyskretna muzyka, goście elegancko ubrani, chillout. Nie było mowy o biegających dzieciakach między stolikami, wprowadzania psów. Gdzie społeczeństwo zgubiło zasadę żeby swoim zachowaniem nie przeszkadzac innym. "mam ruchliwe, dwuletnie bliźniaki to mam prawo wejść, mam psa mam prawo wejść" chociaż to innych może brzydzic. Tylko ja, ja, ja, moje potrzeby, moje wyjście do restauracji, innych mam gdzieś. Ale to w sumie knajpy są odpowiedzialne za takie zachowania i powinny ustalać zasady jakie u nich panują. Ponadto obcesowe zachowanie kelnerów, zwracają uwagę, pokrzykują. Wg mnie za prowadzenie lokali wzięły się osoby nieświadomie jak należy knajpę prowadzić. Wolna amerykanka. Tracą i restauracje i osoby które już do nich po prostu nie chodzą.

    • 367 26

    • (1)

      Elegancko? A co to bal jakiś? Pewnie jesteś z tych co w niedzielę się stroją i jadą na Monciak się pokazać.

      • 0 9

      • Dzieciaku proletariatu XD. Nie zabieraj głosu na temat o którym nie masz pojęcia.

        • 3 0

    • (7)

      Zgadzam się ale jest jeden błąd w Twojej wypowiedzi - nigdy nie słyszałem, że ktoś ma ale, że nie może wejść z psem. Są knajpy, które nie mają z tym problemu, inne pozwalają na ogródku zewnętrznym ale nigdy nie widziałem, nie słyszałem, że z psem się ktoś wpychał.

      • 21 8

      • (2)

        Ja widzę, że do większości miejsc ludzie po prostu wchodzą z psami bez pytania. Ostatnio w Obi były 2 osoby z psami, stoją w kwiaciarni, a cudzy pies mnie trąca mokrym nosem (jestem elegancko ubrana i w ogóle sobie tego nie życzę) - żadnego "przepraszam", tylko niby przywołanie psa, który jest na smyczy i którego można by chociaż trzymać przy nodze, ale nie... pies znowu mnie puka nosem.

        • 21 4

        • Oczywiscie wyartykulowalas swoje zdanie, jak przystalo na homo sapiens. Tym m.in. roznimy sie od psow.

          • 2 3

        • (miało być: "stoję w kwiaciarni", już nie w Obi)

          • 5 0

      • (3)

        A ja słyszałam ostrą wymianę zdań. Konkluzja była taka "nie chcecie nas z psem wpuścić to dostaniecie odpowiednią opinię".

        • 26 3

        • No i wszystko gra.

          • 0 0

        • No niestety- o ile nie jest to pies przewodnik dla niewidomego to powinien zostać w domu- a i w knajpie powinni wówczas mieć miejsce jak najbardziej oddalone od innych gości. Sama mam zwierzaki ale nie ciągam ich wszędzie, pomijając to ze nie kazdy lubi ich towarzystwo, to istnieją osoby z silnymi alergiami na sierść zwierząt i może tez o nich czasem trzeba pomysleć. Restauracje i centra handlowe to nie są miejsca dla zwierzaków- dla ich dobra.

          • 29 3

        • Ja także

          Specjalnie wybieram restauracje, gdzie jest zakaz, bo pomijając już fakt, że psy nie biorą przed wyjściem prysznica, przez co śmierdzą i brudzą, to mąż ma alergie na sierść. Jeśli restaurator woli brudzace zwierzęta od płacących klientów, to już nie moj problem, nie bede płakać, jak splajtuje.

          • 25 13

    • (1)

      Dzieci faktycznie trzeba nauczyć jak zachowywać się w restauracji, ale pilnując je, zwracając uwagę i nie dając przeszkadzać innym. Jak dziecko ma problem z tym to idzie się do miejsca, które jest dla dzieci i może sobie wtedy biegać. A jest tych miejsc już bardzo dużo :)
      Mam 2,5 letnią córkę i od małego wychodzimy, ale nie ma skakania, zaczepiania innych, hałasowania, jest wulkanem energii, ale da się to opanować, zjemy wszyscy i wychodzimy jak już dziecko widać, że ma dość i nudząc się zaczyna być uciążliwe. Wszystko dla wszystkich, ale z umiarem. Psa też mamy, ale nie wyobrażam sobie z nim wychodzić do knajpy... Jedzenie z włosami starczy, że w domu się zdarza nie będę nikomu innemu tego fundował..

      • 74 0

      • I taką postawę szanuję (tego pana od 2,5-letniej córki, który psa zostawia w domu, idąc do restauracji)

        • 20 1

    • Merlot

      Święte słowa.

      • 3 0

    • Mnie denerwują małe oszukane porcje

      • 55 5

  • Rozmowy przez telefon przy sąsiednim stoliku.

    • 5 1

  • Rozczeniowe wiesniaki polskie idac do restauracji oczekuje ze ktos im bedzie w d... wchodzil,a ci golasy na 4 osoby wydadzą

    Tyle co norweg dla 4 letniego dziecka.Do baru mlecznego won biedaki polaki!!!

    • 2 4

  • Co do win to się autor myli (4)

    To żaden ceremoniał tylko normalna praktyka. Co to znaczy "średniej jakości"? Poza tym próbowanie ma przede wszystkim na celu ocenę czy wino nie jest korkowe, a taka wada jak najbardziej jest przesłanką do odmówienia butelki. Zarówno takiej za 500 jak i za 100 zł.
    Poza tym artykuł wysmażony na siłę. No i w życiu nie widziałem kota w restauracji. A w sumie chętnie zobaczyłbym.

    • 22 9

    • I na dodatek zwraca uwagę na złą kolejność serwowania win, będąc w błędzie. Pierwszy dostaje wino zamawiający, a następnie w kolejności od jego prawej strony.

      • 0 0

    • Są knajpy z kotami (2)

      To wybierz się do Mulka. Knajpa regionalna w Miszewku pod Gdańskiem. Tam stałymi rezydentami są koty śpiące na ławach albo parapetach.

      • 3 0

      • Nie no

        To karczma, nie restauracja. Chyba że McDonaldsa też klasyfikujemy na poważnie jako restaurację.

        • 3 0

      • Nie mój klimat - gospoda pełna rodaków.

        • 2 3

  • Z usług gastronomi korzystam jak jestem na wyjeździe.

    Zależnie od sytuacji jest to restauracja w hotelu lub motelu w którym zamieszkałem. Czasami jest to bar w mieście które odwiedziłem . Czasami zjadam to co oferuje stacja benzynowa. Ale przeważnie jadam w domu.

    • 1 0

  • nie zna życia ten, kto nie pracował w gastro...

    przez pewien czas miałam okazję pracować w znanej w Gdańsku kanjpie, do której ustawiają się kolejki, jedzenie może nie jest wybitne, ale za 200 zł naje się 5 osobowa rodzina, co do życzenia rzez obsługę smacznego i "zagadywania"- osobiście też nie jestem zwolenniczką, ale to efekt tzw "standardów obsługi", nomen omen, przed dekady, nie wiem kto je ustala, ale w miesjcu, w którym pracowałam zdarzali się "tajemniczy klienci", którzy w swojej ankiecie mieli właśnie takie checboxy. Myślę, że dużo łatwiej by nam się żyło, gdybyśmy przestali się "bawić" w jakieś sztuczne zależności typu klient nasz pan, a byli przede wszystkim ludzcy.

    • 10 0

  • Zdecydowanie najgorsi są rodzice przekonani, że wszyscy muszą uwielbiać jak ich dzieci wrzeszcza (1)

    I latają po restauracji. Szczytem była matka zmieniająca pieluchę na stoliku w Barze Przystań, bo była kolejka do toalety.

    • 83 5

    • A kolejka fo toalety cię nie wkurzała?

      To jest dopiero żenada. Wielka knajpa i dwie toalety: polaczjowo-januszowy standard

      • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Happy Hours z Aperol Spritz Wieczory Włoskich Smaków w Każdy Piątek!

degustacja

Bufet Włoski w Sheraton Sopot

240 zł
muzyka na żywo, degustacja

Happy Hour z Winem Domu Co Sobota!

degustacja

Katalog.trojmiasto.pl - Nowe Lokale

Najczęściej czytane