- 1 Remont "Słoneczka". Będzie nowy wystrój (130 opinii)
- 2 Moja Gruzja karmi dobrze i tanio (112 opinii)
- 3 Trzydniowa kulinarna Feta na stoczni (63 opinie)
- 4 Mieszkańcy ruszyli z pomocą małej lodziarni (253 opinie)
- 5 Kto ma szansę na gwiazdkę Michelina? (53 opinie)
- 6 Połączyła ich miłość do jedzenia (58 opinii)
Jemy na mieście: Neon - plusy i minusy
Jemy na mieście to cykl artykułów, w których opisujemy trójmiejskie restauracje. Testowane dania zamawiamy na własny koszt i nie zapowiadamy naszej wizyty. Piszemy szczerze, lekko i unikając nadmiernej pretensjonalności. Dziś recenzujemy Neon w Gdyni. W poprzednim odcinku jedliśmy w Polędwicy sopockiej w Sopocie, a za dwa tygodnie w środę ocenimy Machinę w Gdańsku - już tam byliśmy.
Gdyński Neon kusił mnie, odkąd obserwowałam potyczki kulinarne szefa kuchni Jana Kilańskiego w ostatniej edycji programu "Top Chef". Uwielbiam kuchnię azjatycką, a wizja baru z azjatyckimi tapasami wydała mi się bardzo kusząca. Szczerze mówiąc, wyobrażałam sobie, że trafię do takiego miejsca, jakie miałam okazję odwiedzać w innych krajach, a więc pełnego niewielkich azjatyckich przekąsek.
Bar mieści się dokładnie w tym samym miejscu, gdzie jeszcze do niedawna funkcjonowała popularna Główna Osobowa (ulica Abrahama 39 ). Właściciel oraz szef kuchni pozostał ten sam, zmienił się koncept gastronomiczny.
Lokal jest nieduży. Dominuje w nim bardzo modny ostatnio kolor petrol (ciemnia zieleń z odcieniem niebieskiego), który świetnie kontrastuje z jasnym drewnem, którym obita jest część ścian. Czerwone lampy, stoły wyłożone pastelowymi ceramicznymi kostkami ocieplają nieco chłodne wnętrze. W centralnym punkcie stoi duży bar z widoczną kuchnią.
Jak wspomniałam, autorem kuchni jest Jan Kilański, finalista ostatniej edycji "Top Chef". Obserwując go w programie byłam przekonana, że Neon zaskoczy mnie feerią azjatyckich smaków z polskim twistem. I z takim to nastawieniem w pewne sobotnie popołudnie zabrałam moją koleżankę na azjatyckie tapasy. Warto zaznaczyć, że Neon czynny jest od poniedziałku do soboty od godziny 16.
Całe szczęście, że była piękna pogoda i można było usiąść przy stoliku na zewnątrz, gdyż w środku muzyka dudniła tak głośno, że zagłuszała myśli, a o spokojniej rozmowie nie było mowy. Niestety, mimo próśb nie udało się jej ściszyć. Ok, może tak musi być, taki mają zamysł i muzyka musi dominować.
Karta jest bardzo krótka i podzielona na kilka sekcji: startery, bułeczki - bao, zupy oraz dania z woka i grilla.
Zamawiamy po jednym daniu z każdej sekcji:
- kimchi (5 zł);
- bao z marynowaną karkówką (14 zł);
- rosół tajski (15 zł);
- chilli kurczak (14 zł);
- brokuł w sosie sezamowym (12 zł);
- żeberka w czerwonym tajskim curry (18 zł);
- ryż słodko-kwaśny jako dodatek(4 zł).
Do picia wybrałyśmy popularną tajską herbatę na zimno (9 zł) oraz bezalkoholowego drinka na bazie cytrusów i mango oraz wody sodowej o wdzięcznej nazwie Virgin Funky Monkey (14 zł).
Kimchi była doskonała. Dobrze ukiszona, pełna smaku właściwie sfermentowanej kapusty. Piekielnie ostra miło paliła w gardło. Zaostrzyła tylko mój apetyt.
Brokuł w sosie sezamowym, karmelizowany i lekko pikantny z prażonym czosnkiem, dla mnie okazał się bardzo łagodnym, ale przyjemnym w smaku daniem. Z ryżem jaśminowym warzywa stanowiły bardzo udaną kompozycję. Sam ryż, lekko słodkawy w smaku i z cytrusową kwaśną glazurą, był genialny, mogłabym zjeść miseczkę bez niczego.
Tajski rosół okazał się być dla mnie łagodnym, a nie ostrym. Dość aromatyczny, gęsty, esencjonalny, z miłym charakterystycznym azjatyckim posmakiem i lekko słodko-kwaśną nutką. Uważam, że za słabo w tej zupie przebijały się tajskie aromaty, a za mocno chińskie. Ale prócz tego, że był za mało pikantny, był bez zarzutu, czyli tłusty i sycący z bardzo fajnym drobniutko pokrojonym delikatnym mięsem i z odpowiednią ilością makaronu ryżowego. Mojej koleżance smakował najbardziej i do dziś go wspomina jako jedną z lepszych zup w stylu azjatyckim.
Kurczak chilli z woka to skrzydełka z kurczaka w lekko pikantnym sosie z pomidorów, czosnku, imbiru. To danie zburzyło pierwsze dobre wrażenie. Otóż skrzydełka sobie, a sos sobie. Mięso było niedosmażone, bez smaku i gumowate. Zakładam, że skrzydełka wrzucono do woka, podsmażono i podano z sosem, który nie ukrył tego, że są na wpół surowe. Nie wyczułam, aby były przedtem marynowane ani też w odpowiedni sposób przyprawione. Jak biorę kurczaka, który ma w nazwie chilli, to zakładam, że będzie ostry, a nie mdły i bez wyrazu. Niestety to danie do poprawki.
Bao z marynowaną karkówką, cukinią i prażonymi orzeszkami mogę uznać za nie najgorsze danie, ale mało wyraziste. Owszem, mięso było kruche, ale słabo doprawione, zabrakło intensywnych orientalnych przypraw, smak Azji kompletnie się tu zagubił. Bułeczka za to perfekcyjna. Przydałoby się też trochę sosu.
Żeberko z grilla w czerwonym curry to kulinarne nieporozumienie. To samo, co przy skrzydełkach: żeberka bez przypraw, niezamarynowane, suche, niedopieczone, z małą ilością twardego mięsa, polane sosem z czerwonym curry. To połączenie kompletnie ze sobą nie zagrało. Szkoda, bo w tym daniu był potencjał.
Bezalkoholowego drinka o nazwie Virgin Funky Monkey przemilczę, bo miał być z mango, a okazał się trzema łykami kwaśnej wody z ogromną ilością kruszonego lodu. Za to szklanka była fantazyjna i wielka. Natomiast tajska herbata była dobra.
Po wizycie w Neonie mam mieszane uczucia. Wiem, że to nie jest stuprocentowe odzwierciedlenie azjatyckiego street food, ale kuchnia autorska inspirowana orientalnymi smakami. Zamysł fajny, szef kuchni utalentowany, ale coś poszło nie tak. Ceny również nie powalają - wiem, że to azjatyckie tapasy, więc niewielkie dania, ale jednak według mnie powinny być odrobinę tańsze.
Nie ukrywam, że idąc do Neonu oczekiwałam wielkiego "wow", a tymczasem dostałam nie zawsze udaną interpretację kuchni azjatyckiej. Zabrakło feerii smaków, ostrości, wyrazistości. Jestem zmuszona wystawić mocną "trójkę". Plus, bo nie wątpię w talent kulinarny Jana Kilańskiego, ale może przydałaby się inna, bardziej dopracowana interpretacja Azji? Chętnie jeszcze raz odwiedzę Neon i sprawdzę nowe propozycje szefa kuchni.
O autorze
Miejsca
-
Neon Gdynia, Antoniego Abrahama 39
Opinie (83) 3 zablokowane
-
2018-07-04 12:09
Piekielnie ostra miło paliła w gardło.
naprawdę?- 7 1
-
2018-07-04 14:23
Azjatycki tapas takie rzeczy tylko w polsce buraczanej
W kazdym kraju tapas to kuchnia hiszpanska ale w polsce haha
- 6 1
-
2018-07-04 19:54
Mdła i mało wyrazista fladra.
NEON jest super. Wiem bo jadłem . Pani recenzję mam głęboko w d*piu.
- 5 4
-
2018-07-04 22:09
Znowu miniaturowe porcje, litosci...
- 3 4
-
2018-07-04 23:24
Proszę się nie przejmową komentarzami. (1)
Są one czytelne dla w miarę rozgarniętego amatora, jak i nieamatora. Reszta będzie czepiała się słówek, że zamiast że jest iż i na odwrót.
- 2 2
-
2018-07-06 06:38
Pani Haponiuk nie przejmuje się komentarzami żadnymi, także twoimi.
Wrzuca artykuł co dwa tygodnie, bierze kasę i to wszystko.
Przejmować się będzie wtedy, gdy nie będzie dutków z tego pisania.- 3 0
-
2018-07-05 15:15
Smaków Azji
Nie da sie nauczyć z książek, od kolegów, czy z programów tv. Trzeba tam pojechać, te smaki są zupełnie inne niż u nas, produkty również. chociażby suszone krewetki dodawane do słynnego Pad thai, jadałem w trójmieście w wielu lokalach to danie i nigdzie nie nie było suszonych krewetek. Tak już jest, jeśli ktoś chce gotować w sposób żeby klient smakiem przeniósł sie do Azji płd-wsch, musi tam pojechać i nie ma bata. Życzę powodzenia oczywiście, ale również wyprawy w tamte rejony.
- 3 0
-
2018-07-13 13:53
Neon to porażka
Karta jest za krotka. Bao to zwykle knedle bulczane! Nie jedzcie tego syfu!
- 0 2
-
2018-07-15 00:58
karta
NEON jak i poprzednio w tym miejscu Główna Osobowa stały głównie kartą drinków. Te są super. Jedzenie było zawsze w moim odczuciu na drugim miejscu chyba nawet dla właścicieli i to było zawsze czuć w smaku.
- 0 0
-
2018-07-31 07:39
Bar Azja to jest to, 15 ziko i mozna sie turlac po takiej porcji. Wiem ze od smakow azji troche odbiega ale mam to gdzies, wazbe ze smacznie i tanio...proste
- 0 1
-
2018-08-11 10:33
Bardzo fajne miejsce
Mieliśmy okazje spróbować danie, które akurat tego dnia było dodatkiem w karcie - rostbef z fasolką i jajkiem sadzonym, było przepyszne! Każdy z Nas spróbował oczywiście bao, jedliśmy również rosół, który był doskonały.
Recenzja pani która rzuciła korpo jest komiczna, niech pani wraca do marketingu- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.