• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Co nas wkurza w restauracji?

Ewa Palińska
30 maja 2022 (artykuł sprzed 2 lat) 
Klienci modnych restauracji skarżą się na to, że aby zasiąść przy stoliku, muszą wcześniej sporo odczekać w kolejce. Wiele miejsc jest tak pewnych tego, że obłożenie będzie pełne, że nie dają możliwości wcześniejszej rezerwacji.
Klienci modnych restauracji skarżą się na to, że aby zasiąść przy stoliku, muszą wcześniej sporo odczekać w kolejce. Wiele miejsc jest tak pewnych tego, że obłożenie będzie pełne, że nie dają możliwości wcześniejszej rezerwacji.

Trójmiejski rynek gastronomiczny nieustannie się rozwija. W miejsce zamykanych lokali powstają nowe, dobrze znane miejsca zmieniają swoje profile bądź lokalizację. Aby przyciągnąć do siebie gości i zachęcić do ponownych odwiedzin, restauratorzy muszą o nich zawalczyć. Czasem jednak ich zabiegi są niewystarczające i goście zamiast dopieszczeni, czują się poirytowani. Na co najczęściej się skarżą?





Czy często coś cię denerwuje, kiedy odwiedzasz restaurację?

Brak miejsc i problemy z rezerwacją



Człowiek to istota stadna, dlatego najczęściej wybieramy te miejsca, które cieszą się największą popularnością. To oczywiście ma swoją cenę - jeśli nie posiadamy rezerwacji, musimy swoje odstać w kolejce. Ta sytuacja złości nie tylko gości, ale i pracowników lokali sąsiadujących z popularnymi miejscówkami.

- Nasi "sąsiedzi" początkowo generowali sztuczny tłok - opowiada menadżer jednej z gdańskich restauracji. - Ludzie widzieli, że tam zawsze są tłumy i chcieli się osobiście przekonać, dlaczego tak jest. Nie przeszkadzało im nawet to, że na stolik trzeba czekać przeszło pół godziny. Bardzo nas to wkurzało, bo nasza restauracja jest tuż obok, ma podobny profil, jedzenie równie smaczne, ceny niższe. No ale nie - ludzie sobie wmówili, że tylko tam i nigdzie indziej. Bo fotkę na insta trzeba zrobić tam, gdzie modnie. Żeby inni zazdrościli.
Co zrobić, jeśli chcesz wybrać się do modnego miejsca, ale nie masz zamiaru stać w kolejce? Możesz np. wcześniej zrobić rezerwację. Niestety nie każdy lokal i nie zawsze oferuje takie rozwiązanie.

- Zadzwoniłem do takiego modnego lokalu, żeby poprosić o ofertę na obiad urodzinowy dla 10 osób - opowiada Marcin. - Usłyszałem, że nie ma możliwości zrobienia takiej rezerwacji. Jeśli chcemy przyjść, to możemy stanąć w kolejce, ale dla wszystkich osób nie znajdzie się na pewno jeden wolny stolik. Wydawało mi się to idiotyczne, ale powodem okazała się kasa. Na naszej rezerwacji, przy z góry ustalonym menu, knajpa zarobi mniej niż na klientach, którzy zamówią dania z karty. No i napiwek będzie jeden, a jeśli zamiast naszej grupy kelner obsłuży kilka mniejszych, to bardziej mu się to opłaci.

Restauracje, do których zawsze są kolejki. Na czym polega fenomen?



Restauracji, do których nie wpuszcza się dzieci, jest coraz więcej. Ich rodzice nie powinni jednak mieć do nikogo pretensji, bo lokali, do których można z dzieckiem pójść, jest zdecydowanie więcej. Restauracji, do których nie wpuszcza się dzieci, jest coraz więcej. Ich rodzice nie powinni jednak mieć do nikogo pretensji, bo lokali, do których można z dzieckiem pójść, jest zdecydowanie więcej.

Dzieci i zwierzęta



Ludzie chodzący do restauracji mają też zdecydowanie mniejszą cierpliwość do dzieci i zwierząt.

- Wkurza mnie, że ludzie czepiają się tego, że zabieram swoje dwuletnie bliźniaki do restauracji - opowiada Marta. - Jak inaczej mam je nauczyć tego, jak powinny się zachowywać? Oczywiście, że trochę pobiegają, do kogoś podejdą, czasem krzykną, ale nie przesadzajmy, że to takie uciążliwe. Dzieci są częścią społeczeństwa, czy tego chcemy, czy nie. Niewpuszczanie ich do lokalu byłoby jawną dyskryminacją.
Marta jednak zdecydowanie sprzeciwia się wprowadzaniu do restauracji zwierząt.

- Ludziom już naprawdę odbija. Przychodzą z psami, kotami. A przecież zwierzęta nie powinny kręcić się po miejscu, które serwuje jedzenie. I to nieprawda, że pies na rękach przestaje być psem - bulwersuje się Marta. - Kiedyś w modnej restauracji pojawiła się kobieta z yorkiem w torbie. Moje dzieci podbiegły i chciały go pogłaskać, a ona im powiedziała, że nie mogą, i się rozpłakały. Kiedy próbowały go dotknąć, gdy nie patrzyła, pies je zaatakował.
Zdaniem Pawła natomiast brakuje miejsc, do których dzieci i zwierzęta nie byłyby w ogóle wpuszczane.

- Nie po to płacę opiekunce, żeby w czasie wolnym od własnych dzieci użerać się z cudzymi - opowiada Paweł. - Wkurzają mnie wrzaski, bieganie po sali, to, że nie mogę swobodnie porozmawiać, bo dzieciaki nadstawiają radary, a czasem nawet wtrącają się do cudzej dyskusji. Nie chcę patrzeć na matki karmiące piersią czy natknąć się w toalecie na zużyte pampersy. Ze zwierzętami podobnie. Obecność zwierząt w restauracji irytuje mnie równie mocno i zwyczajnie brzydzi.

Klient nasz pan - nietypowe życzenia restauracyjnych gości



Pazerność



Jakość kosztuje, dlatego wyjście do dobrej restauracji dla wielu osób jest rozrywką, na którą nie pozwalają sobie za często. Często takie wyjście poprzedza wnikliwa analiza menu i kalkulacja. Na miejscu może się jednak okazać, że rachunek jest znacznie wyższy, niż zakładaliśmy.

- Zamawiam lody. Kelner pyta, czy w wafelku, czy w pucharku. Wybieram pucharek. Wybór ten kosztuje mnie dodatkowe 5 zł, o czym dowiaduję się przy płaceniu - relacjonuje Alina. - Do tego dodatkowe opłaty za pieczywo, wodę z plasterkiem cytryny, zaksięgowaną jako "lemoniada". Wydawanie gotówki w taki sposób, żeby klient zostawił jak najwyższy napiwek, domaganie się tego napiwku lub doliczanie opłaty za serwis, horrendalnie wysokie ceny za zwykłą kawę czy herbatę - mogłabym wymieniać bez końca.

Jeden rachunek, kilka osób. Jak podzielić się zapłatą w restauracji?



Dobry kelner spełnia życzenia gości, pozostając niezauważalny. Zdarza się jednak, że zamiast pozostać w cieniu, wtrąca się do rozmowy, pozwala sobie na zbytnią poufałość bądź impertynencję. Tego goście nie lubią. Dobry kelner spełnia życzenia gości, pozostając niezauważalny. Zdarza się jednak, że zamiast pozostać w cieniu, wtrąca się do rozmowy, pozwala sobie na zbytnią poufałość bądź impertynencję. Tego goście nie lubią.

"Co dla ciebie?", "Smakowało?" - hipsterka i kumpelska obsługa



- Wkurza mnie ta hipsterska moda na udawanie, że jesteśmy kumplami. Podobnie w fast foodach wkurza mnie, gdy chcą mnie po imieniu wywoływać, bo to "amerykańskie". Za to bawią mnie ich miny, gdy odpowiadam: "zostańmy przy numerze z paragonu" - wylicza jeden z naszych czytelników. - Wkurza mnie podchodzenie z pytaniem, czy smakuje, zwłaszcza gdy jestem któryś raz i obsługa o tym wie. Przecież gdyby nie smakowało, to poszedłbym gdzieś indziej.
- Za szczyt nietaktu uważam zagajanie przez kelnera do pogadanek w luzackim stylu - dodaje Alicja. - Nie obchodzi mnie, czy jesteś przyszłym noblistą, czy autorem przełomowego wynalazku. Klientów to kompletnie nie obchodzi. Ludzie przychodzą do knajp jeść i spotykać się we własnym gronie, do którego nikt z obsługi nie należy. Dla mnie ideałem jest kelner, który jest praktycznie niezauważalny - nie żartuje, nie ma miny, jakbym mu babcię rozjechała hulajnogą, nie pyta, czy dobre i czy smakowało, nie skraca dystansu, umie przeprosić, jeśli pomylił zamówienie, a nie ma focha, że ktoś mu zwrócił uwagę itd. Czy to takie trudne? Co ciekawe, często ma to miejsce w knajpach, które kreują się na ekskluzywne. Kelner powinien być skuteczny i niezauważalny. Ale co kto lubi... Jakie elity, takie maniery.

Nie takie jedzenie, na jakie mamy ochotę, i zbyt małe porcje



W menu może denerwować wszystko - brak tego, na co mamy ochotę, za duża liczba potraw wegańskich czy wegetariańskich w stosunku do tych mięsnych albo ciekawsze propozycje dla mięsożerców niż dla wegan. Irytować może też to, że choć menu jest rozbudowane, to trudno się tym najeść.

- Idę na obiad, bo jestem głodna. W karcie dania o normalnych nazwach - zupa, golonka, sznycel - relacjonuje Zuzanna. - Zamawiam. Dostaję 150 ml zupy, mały kawałek golonki owinięty plastrem boczku z jednym ziemniakiem i jakimiś kiełkami, a mąż mikroskopijne mięso w panierce na blanszowanej marchewce. Stwierdziliśmy, że może z deserem będzie lepiej, ale nie było. Tort bezowy okazał się przysmakiem wielkości makaronika. Rachunek wyniósł 240 zł. Z restauracji poszliśmy pod "złote łuki" i rzuciliśmy się na "drwala".

Za co w restauracji możemy zapłacić, choć tego nie planowaliśmy?



Niekiedy największym wyczynem w restauracji jest zamówienie jedzenia. Zobacz, jak z wymową obcojęzycznych nazw potraw radzą sobie bywalcy Wyspy Spichrzów.

Ą,ę, dziwaczne nazwy potraw i pouczanie gości



Restauracje tak się zapędziły w dziwacznym nazywaniu potraw, że czasem można mieć poważne wątpliwości co do tego, co naprawdę się zamówiło. W modnych miejscach raczej nie znajdziemy golonki, kotleta czy mięsa z ziemniakami. Możemy natomiast spodziewać się pieczonej pulardy, torcika z buraka, który w rzeczywistości jest plastrem warzywa z ułożonym na nim serem, czy ukrytego pod śnieżnobiałą pierzynką klejnotu Bałtyku, który jest niczym innym jak marynowaną rybą ze śmietaną. Och, pardon. Nie ze śmietaną, tylko z crème fraîche. Osobną kategorię stanowią obcojęzyczne nazwy potraw, które nie są w Polsce zbyt popularne, jak np. bouillabaisse, ratatouille czy coq au vin.

Może się zdarzyć, że jeśli taką nazwę wymówimy źle, kelner nas poprawi, co nie wszystkim się podoba.

- Wkurza mnie, kiedy kelner traktuje mnie z wyższością i poprawia, udziela reprymendy, niepytany zwraca uwagę - opowiada Ewa. - Kiedyś wybrałam się do jednej z najdroższych restauracji na Wyspie Spichrzów. Oboje z partnerem zamówiliśmy jakąś wołowinę, po czym poprosiłam o kieliszek białego wytrawnego wina w charakterze aperitifu - danie miało trafić na stół za pół godziny. Zamiast wina dostałam od kelnera reprymendę, że do wołowiny nie pije się białego wina, że przyniesie mi czerwone. Przeprosiłam, wytłumaczyłam, że czerwonego nie lubię, i powiedziałam, że skoro już wylazł ze mnie brak klasy, to jednak poproszę o piwo. Oboje z partnerem byliśmy zdegustowani zachowaniem kelnera.
- Mnie za to niesamowicie denerwuje odgrywanie ceremoniału z próbowaniem wina, szczególnie w restauracjach, które te wina mają zwyczajnie średniej jakości - opowiada Daniel. - Co więcej, obecnie nie ma szans, by nastąpiły przesłanki pozwalające odmówić butelki po spróbowaniu - to relikt z czasów, gdy z winami była loteria. Jest to tym bardziej kuriozalne, gdy obsługa zupełnie sobie z tym winem nie radzi - nie umie nalać odpowiedniej ilości, a po spróbowaniu nalewa mnie, zamiast towarzyszącej mi kobiecie.
A jakie wrażenia wy wynosicie z trójmiejskich restauracji? Wyłącznie pozytywne czy zdarza wam się narzekać? Podzielcie się nimi w komentarzach.

Opinie (404) ponad 20 zablokowanych

  • ...

    ludzie wy to macie problemy

    • 15 4

  • O kurde! Marta (o ile istnieje) ma u mnie 9/10 w kategorii roszczeniowa madka. (8)

    Oczywiście dzieciątka moje tak, nawet jak pokrzyczą ludziom na talerzem, ale ohydny pies nie, bo "zaatakował" dzieciątka, gdy pchały łapska pomimo ostrzeżeń że nie wolno.

    • 147 5

    • jak dla mnie to ona jest 10/10, bachora wszędzie zabierze ale nie wychowa ich, żeby cudzego psa nie dotykały

      • 70 2

    • A tak po polsku i logicznie? O co ci chodzi? (5)

      • 2 37

      • W tępą dzidę z bachorami (3)

        Bo jej się wydaje, że wszystko jej bachorom wolno...
        Na szczęście rzeczywistość weryfikuje takich, choć najczęściej boleśnie

        • 36 4

        • Porobiłeś się już? (2)

          Żeby Cię te "bachory" za parę lat nie "zweryfikowały" bohaterze internetowy.
          Nie jesteś nic lepszy, od roszczeniowej matki, tylko wektor masz inny.

          • 5 36

          • Dopóki nie drze ryja w knajpie w której jem obiad, może sobie mieć wektor jaki mu się podoba. (1)

            • 19 3

            • Lecz się człowieku

              z nienawiści na podstawie urojeń o "darciu ryja" przez dzieci. Sytuacja zdecydowanie rzadsza, niż pełen regulator przez psiapsiółki lub innych dorosłych.

              • 4 27

      • Problem z czytaniem? Przecież napisane jasno- hipokryzja i podwójne standardy

        • 18 0

    • A ja myślę, że ta wypowiedź jest albo ultrakoloryzowana

      albo wymyślona, żeby właśnie pasowało do stereotypu dziecka w restauracji i podnieciło tych wszystkich anty-dzieciowych, według których rodzina z dziećmi to z gruntu patologia i powinna jeść w caritasie, a nie w naszym ulubionym ą-bą.

      • 4 8

  • Opinia wyróżniona

    (14)

    Ten artykuł pokazuje jak bardzo nie tylko restauracje zeszły na psy ale również goście. Do restauracji szło się kiedyś ciut "odchamić" - ładny wystrój, dyskretna muzyka, goście elegancko ubrani, chillout. Nie było mowy o biegających dzieciakach między stolikami, wprowadzania psów. Gdzie społeczeństwo zgubiło zasadę żeby swoim zachowaniem nie przeszkadzac innym. "mam ruchliwe, dwuletnie bliźniaki to mam prawo wejść, mam psa mam prawo wejść" chociaż to innych może brzydzic. Tylko ja, ja, ja, moje potrzeby, moje wyjście do restauracji, innych mam gdzieś. Ale to w sumie knajpy są odpowiedzialne za takie zachowania i powinny ustalać zasady jakie u nich panują. Ponadto obcesowe zachowanie kelnerów, zwracają uwagę, pokrzykują. Wg mnie za prowadzenie lokali wzięły się osoby nieświadomie jak należy knajpę prowadzić. Wolna amerykanka. Tracą i restauracje i osoby które już do nich po prostu nie chodzą.

    • 367 26

    • Mnie denerwują małe oszukane porcje

      • 55 5

    • (7)

      Zgadzam się ale jest jeden błąd w Twojej wypowiedzi - nigdy nie słyszałem, że ktoś ma ale, że nie może wejść z psem. Są knajpy, które nie mają z tym problemu, inne pozwalają na ogródku zewnętrznym ale nigdy nie widziałem, nie słyszałem, że z psem się ktoś wpychał.

      • 21 8

      • (3)

        A ja słyszałam ostrą wymianę zdań. Konkluzja była taka "nie chcecie nas z psem wpuścić to dostaniecie odpowiednią opinię".

        • 26 3

        • Ja także

          Specjalnie wybieram restauracje, gdzie jest zakaz, bo pomijając już fakt, że psy nie biorą przed wyjściem prysznica, przez co śmierdzą i brudzą, to mąż ma alergie na sierść. Jeśli restaurator woli brudzace zwierzęta od płacących klientów, to już nie moj problem, nie bede płakać, jak splajtuje.

          • 25 13

        • No niestety- o ile nie jest to pies przewodnik dla niewidomego to powinien zostać w domu- a i w knajpie powinni wówczas mieć miejsce jak najbardziej oddalone od innych gości. Sama mam zwierzaki ale nie ciągam ich wszędzie, pomijając to ze nie kazdy lubi ich towarzystwo, to istnieją osoby z silnymi alergiami na sierść zwierząt i może tez o nich czasem trzeba pomysleć. Restauracje i centra handlowe to nie są miejsca dla zwierzaków- dla ich dobra.

          • 29 3

        • No i wszystko gra.

          • 0 0

      • (2)

        Ja widzę, że do większości miejsc ludzie po prostu wchodzą z psami bez pytania. Ostatnio w Obi były 2 osoby z psami, stoją w kwiaciarni, a cudzy pies mnie trąca mokrym nosem (jestem elegancko ubrana i w ogóle sobie tego nie życzę) - żadnego "przepraszam", tylko niby przywołanie psa, który jest na smyczy i którego można by chociaż trzymać przy nodze, ale nie... pies znowu mnie puka nosem.

        • 21 4

        • (miało być: "stoję w kwiaciarni", już nie w Obi)

          • 5 0

        • Oczywiscie wyartykulowalas swoje zdanie, jak przystalo na homo sapiens. Tym m.in. roznimy sie od psow.

          • 2 3

    • (1)

      Dzieci faktycznie trzeba nauczyć jak zachowywać się w restauracji, ale pilnując je, zwracając uwagę i nie dając przeszkadzać innym. Jak dziecko ma problem z tym to idzie się do miejsca, które jest dla dzieci i może sobie wtedy biegać. A jest tych miejsc już bardzo dużo :)
      Mam 2,5 letnią córkę i od małego wychodzimy, ale nie ma skakania, zaczepiania innych, hałasowania, jest wulkanem energii, ale da się to opanować, zjemy wszyscy i wychodzimy jak już dziecko widać, że ma dość i nudząc się zaczyna być uciążliwe. Wszystko dla wszystkich, ale z umiarem. Psa też mamy, ale nie wyobrażam sobie z nim wychodzić do knajpy... Jedzenie z włosami starczy, że w domu się zdarza nie będę nikomu innemu tego fundował..

      • 74 0

      • I taką postawę szanuję (tego pana od 2,5-letniej córki, który psa zostawia w domu, idąc do restauracji)

        • 20 1

    • Merlot

      Święte słowa.

      • 3 0

    • (1)

      Elegancko? A co to bal jakiś? Pewnie jesteś z tych co w niedzielę się stroją i jadą na Monciak się pokazać.

      • 0 9

      • Dzieciaku proletariatu XD. Nie zabieraj głosu na temat o którym nie masz pojęcia.

        • 3 0

  • (12)

    Wkurzaja mnie te wszystkie "madki" karmiące piersią swoje "Dżesiki i Brajanki" siedząc przy stolikach ,w restauracjach.
    Idę do restauracji zjeść coś smacznego ,a nie oglądać czyjeś cycki i słuchać wrzaski bombelkow.

    • 79 19

    • Opinia wyróżniona

      (4)

      Gdyby istniala restauracja "dla klientow od 16 roku zycia" to serio by;la bym sklonna zaplacic duzo wiecej niz przecietnie w restauracjach za cisze, spokoj i jako taka kulture - i pisze to jako matka majaca swoje dzieci.

      • 85 5

      • O wiele częściej

        byłem świadkiem głośnych rozmów ludzi dorosłych, maczystowskiego tonu "pana biznesmena", czy głośnych rechotów i rozmów przez telefon dorosłych pań, niż scysji z dziećmi.

        • 11 5

      • (1)

        są takie nawet od 18 roku życia :D

        • 3 0

        • A gdzieniegdzie i 21.

          • 1 0

      • Przecież istnieje :)

        Bialy królik Gdynia wstęp +15

        • 0 0

    • No tak. Tym się różni wschodnia Europa od Zachodu. Tolerancją i wyluzowaniem. No i nadęciem (2)

      • 8 15

      • (1)

        Tolerancja nie oznacza godzenie się na wszystko jak leci.
        Na tzw. zachodzie ludzie już też mają dość tej terancji ,uwierz mi na słowo gdyż mieszkałem w swoim życiu w Irlandii ,UK, Hiszpanii i na Sycylii.

        • 16 5

        • I co?

          Zachód się sypie, bo ktoś przychodzi z dziećmi do restauracji?

          • 8 3

    • bardziej mnie drażni jak przychodzą cwaniaczki do knajp i drą japę niż kobieta karmiąca dziecko... Ty jesz i dziecko je, co w tym obrzydliwego? Sami z wygody zabieramy butelkę na wyjście, ale nie zawsze się uda :) ps. jak widzisz cycki karmiącej kobiety to albo jesteś za blisko, albo gapisz się jak jakiś creep :D

      • 21 24

    • :-)

      Popieram w 100%

      • 2 3

    • To zajmij się swoim talerzem

      • 6 3

    • Dżesiki i Brajanki były modne kilkanaście lat temu.

      Teraz arystokracja daje dzieciom takie imiona, jak: Klara, Amelia, Fryderyk, Witold

      • 2 0

  • (7)

    Ja powiem tak, jako mieszkaniec Gdańska omijam Główne Miasto i Wyspę Spichrzów, mam pod domem kilka swoich miejsc na Starym Mieście, które są o niebo lesze, tańsze, bez kolejek, bez nadętych kelnerów (oczywiście na Głównym jest kilka wyjątków ale Wyspa cała jest porażką), poza tym omijam knajpy, które przybyły z Torunia i Wrocławia i chcą się tylko nachapać

    • 43 0

    • (4)

      Obskoczyłeś wszystkie, czy tylko sobie wyobrażasz jak tam jest?

      • 3 2

      • (3)

        Wszystkie nie ale w kilkunastu byłem. Te stare dobre są ok, te nowe dla i przez nowobogackich są do de. Jednak jak właściciela nie ma na miejscu to obsługa robi co chce, poziom nie równy, ceny obrzydliwie wysokie. Na Wyspie Spichrzów jest jedna knajpa zasługująca na uwagę, no może dwie, reszta to komercja nastawiona na przypadkowego gościa, którego można naciągnąć. Za to knajpy z klasą są, trzymają się dobrze czy to na Ogarnej, na Garbarach, na Lektykarskiej, Szerokiej, Heweliusza - równy poziom, kelnerzy pamiętają gości, dają "zniżki" częstują naleweczką przy opłacaniu rachunku itd Da się, tylko trzeba chcieć.

        • 3 2

        • Na Wyspie Spichrzów nie ma starych miejsc.

          • 2 1

        • (1)

          Lol. Wymień dwie fajne (albo chociaż jedną) knajpy na Heweliusza. Jednak tylko sobie wyobrażasz, że chodzisz do knajp.

          • 0 0

          • Na Heweliusza są tylko dwie knajpy

            • 1 0

    • Zgadza się

      To wszystko prawda.. Wyspa Spichrzow i jej lokale to porażka...można pokusić się o konkurs na miano najgorszego lokalu.

      • 1 0

    • Akurat ta knajpa "z Torunia" ma przepyszne jedzenie i przemiła obsługę. Wracam kilka razy w roku ale zawsze trzeba mieć

      Zarezerwowany stolik :)

      • 0 1

  • Male porcje (1)

    Nie odpowiedni ubiur personelu,brak czystosci,zapach szlugow,produkty do wykonania dan watpliwej jakosci ,brak przypraw ostrych i brak jogurtow pitbych typu ayran

    • 11 12

    • To konkurs kto zrobi najwięcej błędów w poście?

      Do łanczam !

      :)

      • 20 1

  • Najbardziej mnie wkurzają dzieci w restauracjach.

    • 53 6

  • Moje najgorsze akcje w restauracjach (7)

    - Urodziny koleżanki, mieliśmy rezerwację dla 10 osób, był to piątek i godziny wieczorne. Każdy zamówił coś innego (ktoś przystawkę, ktoś zupę, ktoś dane główne, a ja deser). Kelnerka w całej swojej uprzejmości nie zreflektowała się, że chcemy jeść w tym samym czasie. Siedziałam godzinę czekając, aż mój kawałek (średniego jak się okazało) ciasta w końcu do mnie trafi.
    - Poszłam ze znajomą na obiad do innej restauracji, zamówiliśmy w teorii to samo danie, ona wersję delikatną, ja ostrą. Oba wyglądały i smakowały identycznie. Poprosiliśmy kelnera o wyjaśnienie. Powiedział, ze tu tak podają.
    - Chciałam pojsc na drinka ze znajomą a przy okazji coś przekąsić. Wybrałyśmy lokal, który dokładnie w tym się specjalizuje. Nim zdążyłyśmy wybrać stolik kelner poinformował nas, ze kuchnia nie przyjmuje zamówień i jak chce zjesc to możemy iść do lokalu obok, bo to ten sam właściciel. Gdy zapytałam czy możemy obok zamówić jedzenie, a tutaj zjesc, skoro to ten sam właściciel usłyszałam, że nie ma takiej możliwości.
    - Byłam z przyjaciółkami na kawie w kawiarence. Rozgadalysmy się i trochę nasza wizyta trwała (ok 2 godzin), napchane kawa i wielkimi porcjami ciasta nie miałyśmy ochoty na więcej. Kelner pojawiał się co 5 minut próbując wywrzeć na nas presję byśmy coś odmówiły
    - Złapał mnie deszcz gdy byłam z psem na spacerze. Poszłam do restauracji i zapytałam czy mogę wejść z pieskiem. Kelnerka ochoczo się zgodziła proponując miskę wody. Posadziła nas przy kąciku dla dzieci, gdzie mój pies dostawał szału od pisków małych dzieci. Oczywiście za szczek psa dostałam wzrokowy opr, bo dzieci ćwiczące mowę delfinów nikomu nie przeszkadzały.
    - jest tez pewny popularny lokal w Gdyni przy płazy, którego fenomenu nie rozumiem, zawsze wypełniony ludźmi. Syf, drogo, jedzie mniej niż średnie, a poziom decybeli od wrzeszczących dzieci taki, ze nie słychać siedzącego obok rozmówcy. Unikam jak mogę

    • 37 22

    • i to są szczere opowieści a nie jakaś pani Marta

      • 10 1

    • Kelner nie wróżka i nie domyśli się, kiedy na rękę jest łamanie konwenansów a kiedy nie. Trzeba to jednak wyartykułować. Tak samo nikt nie będzie łamał prawa i narażał się na odpowiedzialność skarbową, bo ktoś ma takie widzimisię. Zwłaszcza, gdy ma zwyczaj okupować stoliki godzinami przy kawce.

      • 9 4

    • (3)

      Nie lubię Mingi. Zdecydowanie przereklamowane miejsce. Dodatkowo wizyta w tamtejszej toalecie to jak tortura. Niech knajpy robią w końcu więcej toalet dla kobiet!!!

      • 9 4

      • Ale co to za przywileje? (2)

        Chciały równouprawnienia to jest

        • 5 4

        • Kobiety mają mniej toalet. (1)

          Mężczyźni mają kabiny i dodatkowo pisuary. Kobiety potrzebują w toalecie więcej czasu z uwagi na budowę fizjologiczną (czyli muszą się bardziej rozebrać, żeby skorzystać z toalety) oraz występowania menstruacji. Kobiety też częściej niż mężczyźni biorą ze sobą małe dzieci, żeby również skorzystały z toalety. To wszystko sprawia, że pobyt kobiet w toalecie jest dłuższy i przez to tworzą się kolejki. Dlatego też kobiety powinny mieć więcej toalet niż teraz.

          • 2 0

          • Czekaj No, to mu jednak nie jesteśmy identyczni? Mój świat legł w gruzach.

            • 0 0

    • Skoro jest kącik dla dzieci,

      to jest dla dzieci, a nie dla psów, a restauracja to nie schronisko PTTK.
      P.s. jeszcze nikt nie zaproponował mi wody w misce ;)

      • 10 1

  • Opinia wyróżniona

    wkurza mnie muzyka na żywo, knajpa to nie sala koncertowa (12)

    Wystarczy dyskretnie puszczona muzyka w tle...

    • 144 57

    • a jak koncert jest dodatkiem, jak w obc.

      • 4 4

    • jak jeść przy 80 decybelach?

      • 12 5

    • (4)

      Racja. Ale można wybrać restaurację bez takich atrakcji.

      • 17 2

      • (3)

        A jak zaczną w połowie twojego posiłku? Bierzesz talerz i idziesz gdzie indziej?

        • 16 5

        • (2)

          Koncert jest atrakcja, wiec wystarczy przed wejściem spojrzec na szyby bądź wystawione standy. Chyba ze cię to przerasta?

          • 10 8

          • Ciebie przerasta odpowiedź na pytanie co cię wkurza? (1)

            Jest pytanie, jest odpowiedź, i tyle.

            • 8 3

            • Ale de facto to wlasna ignoracja tego kogos wkurza, a nie muzyka na zywo. I warto to zaznaczyc.

              • 1 2

    • Bardzo głośna muzyka w punktach gastronomicznych w Gdyni przy fontannie. (1)

      Na Skwerze Kościuszki. Nie można pogadać, muzyka zagłusza.

      • 15 0

      • Wychodzi na to, ze najczesciej nas wkurza to, iz wybralismy ch. miejsce :)

        • 2 0

    • Mnie wkurza bardzo głośna muzyka i to nie tylko w restauracjach, ale też w knajpach. Nawet w dyskotekach mogłoby być minimalnie ciszej.

      • 12 2

    • To po co do takiej chodzisz? Wybierz inną knajpe i po kłopocie

      • 1 1

    • to idziesz do innej tłuku

      • 0 1

  • Zdecydowanie najgorsi są rodzice przekonani, że wszyscy muszą uwielbiać jak ich dzieci wrzeszcza (1)

    I latają po restauracji. Szczytem była matka zmieniająca pieluchę na stoliku w Barze Przystań, bo była kolejka do toalety.

    • 83 5

    • A kolejka fo toalety cię nie wkurzała?

      To jest dopiero żenada. Wielka knajpa i dwie toalety: polaczjowo-januszowy standard

      • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Happy Hours z Aperol Spritz Wieczory Włoskich Smaków w Każdy Piątek!

degustacja

Bufet Włoski w Sheraton Sopot

240 zł
muzyka na żywo, degustacja

Happy Hour z Winem Domu Co Sobota!

degustacja

Katalog.trojmiasto.pl - Nowe Lokale

Najczęściej czytane